„Ale mrok będzie rozpędzony. Nie zawsze bowiem będą w ciemności w kraju, który cierpi ucisk” (Iz 8,22-23)

„To już nie może dłużej trwać”, „Tak nie da się żyć”, „Ileż można czekać?”. Wydaje się, że tego rodzaju sformułowania w miarę trafnie oddają atmosferę ostatnich miesięcy. Motywem przewodnim tego czasu jest chyba podświadome przekonanie o jego przejściowości, nierealności – tak chętnie karmimy się każdym sygnałem dającym nadzieję rychłego końca i powrotu do normalności i pytam się „kiedy?”.

Sytuacja wyczekiwania, poczucia, że „teraz” jest przejściowe, nieakceptowalne, może nawet nie do końca prawdziwe – jak zły sen albo pozbawiony treści czas w poczekalni czy kolejce – takie wrażenie jest być może okazją dla lepszego zrozumienia sensu Adwentu. Przecież podobne słowa „Jak długo, Panie, będziesz na to patrzeć?” (Ps 35,16), „Boże mój, nie zwlekaj!” (Ps 40,18) można rozumieć jako motto oczekiwania Izraela na Mesjasza. Możne chyba powiedzieć, że ostatnie dekady, czas względnego spokoju i dobrobytu odzwyczaiły nas od czekania i interpretowania naszego świata jako nieostatecznego, wciąż potrzebującego zbawienia. A właśnie o tym przypomina Adwent.

Choć Bóg przyszedł na świat, to wciąż jest wiele miejsc, wielu ludzi i wiele przestrzeni w życiu nas, wierzących, gdzie zamyka się przed Nim drzwi. Tyle obszarów stanowi ziemię wyschniętą i kraj mroków, gdzie potrzeba Bożej łaski, tej rosy spuszczonej z Niebios. Rozpacz i marazm pandemii brutalnie to obnażają. Granica między światem Bożego Narodzenia a światem Adwentu, tęsknoty i braku Boga nie biegnie tylko przez historię, ale również przez nasze serca. Ile naszych czynów i myśli – także w kontekście pandemii – można by datować „przed Chrystusem”, gdyż są takie jakby Pan się nie narodził, jakbyśmy nie wiedzieli, że również one zyskały niesamowitą godność w chwili gdy Bóg przyjął ludzką naturę? Czy wobec tego mamy również tę Boża, zbawienną niecierpliwość, ten błogosławiony dyskomfort wiodący do nawrócenia, mówiący, że wciąż jest z czego się nawracać? Czy wśród tak wielu powodów do złości, troski i niepokoju najważniejszym nie powinien być stan duszy i stosunek do Pana Boga?

Warto się w tegorocznym Adwencie zastanowić, czy rzeczywiście wierzymy, że nasze ziemskie życie nie jest „punktem dojścia”, stanem ostatecznym? Czy patrząc na kruchość naszych planów faktycznie wierzymy, że trwa ten Adwent ostateczny, w którym wypatrujemy końca historii i powrotu Pana? Czy ostatecznie wiara w Boże panowanie nad historią jest dla nas pociechą?

Czas pandemii skazuje nas na wypatrywanie pomocy zewnątrz, na zdanie się na innych w tak wielu obszarach życia, także w marzeniu o końcu tego nienaturalnego stanu. Adwent to oczekiwanie łaski, daru, interwencji Boga – to lekcja pokory dla złudnej samowystarczalności i wiary w kierowanie własnym życiem. Bóg nas zaskakuje, przekracza ludzkie kalkulacje. Czy faktycznie od Pana Boga oczekuję odpowiedzi, rozwiązań, decyzji; czy w Nim jest moje szczęście i moja nadzieja? Tęsknoty Starego Testamentu, każdy Adwent liturgiczny i także ten Adwent świata pogrążonego w pandemii łączy nie tylko pytanie „kiedy?”, ale wcale nie mniej istotne „kto?”. Na kogo w zasadzie czekamy? Jakiego zbawienia i jakiego pocieszenia wypatrujemy, Bożego czy naszego?

To wszystko trwa już na tyle długo, że nie sposób oszukiwać się, że to tylko chwila, czas, który można „zabić”, zająć się czymkolwiek, uciec od troski. Również te dni mamy wykorzystać, z Boża pomocą nadać im sens, uczynić pięknym darem dla Stwórcy. I to jest również prawda Adwentu, który przypomina, że czas czekania nie jest „pusty”, ale ma być przygotowaniem. Każda chwila to Boży dar, warty przeżywania tak jakby był ostatni i decydujący, bo przecież nie znamy „dnia ani godziny”, o czym mówią teksty pierwszej części Adwentu, ale także pobożne wyobrażenie o trosce Maryi i Józefa o przygotowanie się na moment radości. Może więc ten rok daje szansę na Adwent spokojniejszy, cichy, bardziej skoncentrowany na Bogu?

Niech i nam tej koncentracji nie braknie. Niech każda trudność przypomina nam na nowo nie tylko naszą małość, ale wierność Boga, który nie opuszcza potrzebujących i nie zawodzi tęskniących. Każdy Adwent wiedzie ostatecznie do radości Bożego Narodzenia, każdy Adwent jest jakąś podróżą Trzech Mędrców, przez ciemną pustynie, u której kresu czeka Dzieciątko.

Ks. M. Świtek

 

Furca.org