Część 1 artykułu czytaj tutaj.

Część 2 artykułu czytaj tutaj.

5.  Trudności

Jak każda radykalna i ostateczna decyzja, która angażuje całego człowieka, celibat jest naturalnie także „ciężkim i trudnym węzłem miłości” [18]. Nie wolno pomniejszać w nieświadomej naiwności ani ukrywać w duchowej małostkowości wymagań, jakie stawia skłonnościom ludzkiej natury. Całkiem przeciwnie, jest koniecznie potrzebne dla „uszczęśliwionego” życia w oddaniu Bogu, aby je zrozumieć głęboko po ludzku i realistycznie.

Gdy rezygnuje się z miłości do Boga z jedynej w swoim rodzaju wspólnoty miłości małżeńskiej, wtedy oddziela się niezaprzeczalnie od głębokiego źródła szczęścia, a także od wielkiej naturalnej pomocy na drodze do zjednoczenia z Bogiem. Prawdziwa miłość do człowieka jest (na płaszczyźnie naturalnej) chyba najbardziej skutecznym środkiem przezwyciężenia pychy, egoizmu i nieuporządkowanych namiętności. Czyni serce łagodnym i pełnym zrozumienia, pomaga, aby być wielkodusznym i gotowym do uczenia się. Gdy rezygnuje się z tej ludzkiej miłości, można czuć się samemu odrzuconym, i powstaje wymuszona koniecznością próżnia w sercu. Z tą próżnią trzeba się poważnie skonfrontować. Może się ona w końcu wypełnić tylko wtedy, gdy pojmuje się celibat jako „szansę na życie szczególnie zakochane” [19]. Gdy Chrystus wypełnia serce, samotność zostaje radykalnie zwyciężona! Oby nie był to jednak przypadek, wtedy człowiek może bardzo łatwo stać się zdziwaczałym i suchym, ze skarlałym sercem i umysłem. Może się też zdarzyć, że pogrąży się w małostkowości i szuka wypełnienia pustki w niskich ambicjach – na przykład przez pragnienie panowania nad innymi, czy dążenie do sukcesu, pieniędzy i aplauzu. Staje się to często powodem do jego krytyki ze strony innych. Trzeba przyznać, że celibat jest rzeczywiście niezrozumiały, o ile Chrystus nie jest już w nim istotą, normą i rzeczywistością.

Jednak także wtedy, gdy rezygnacja z małżeństwa udzielona została w akcie radosnego wyrzeczenia się siebie, nie oznacza to, że jego następstwa nie mogą być obciążające z biegiem życia. Rutyna może zobojętnić serce albo pozwolić mu zdrętwieć, codzienna praca może męczyć. Istnieje niebezpieczeństwo powracania do tego, co się opuściło z miłości do Boga – albo właśnie wewnętrznego skostnienia i zgorzknienia. Akurat w połowie życia – którą nazywa się odnośnie sytuacji decyzyjnej „drugim nawróceniem” – może ogarnąć człowieka ociężałość i przesyt. I tak ktoś jest rozczarowany przez życie, być może także znudzony, że odczuwa słabość i nie chce czy nie potrafi już wymagać od siebie wielkości. Rozczarowanie powiększa się, niekiedy znajduje swój wyraz w krytykowaniu, małostkowym zrzędzeniu i urazach, w ciekawości, gadaninie, gorączkowości, aktywizmie albo w tępej obojętności. Może się tak zdarzyć, że celibat opóźnia psychiczną dojrzałość, a czasem nawet ją blokuje. Ale nie może ostatecznie przeszkodzić normalnemu człowiekowi, który wciąż próbuje od nowa żyć swoją wiarą.

Zapewne bywają sytuacje tragiczne! Musimy jednak wyjaśnić, że celibat sam w sobie jest tak samo mało odpowiedzialny za możliwe zranienia serca, jak małżeństwo stanowiłby gwarancję przeciw takim zranieniom.. Czyż nie widzimy tak wielu osób żyjących w małżeństwie – kobiet i mężczyzn – opanowanych przez egoizm, których serca oziębły, którzy w ogóle sprawiają wrażenie smutnych, rozdrażnionych, ograniczonych? Także ludzka miłość i życie seksualne mogą być powodem frustracji, i nie tylko dlatego, pozwalają doświadczyć wciąż granic i względności związku, który tęskni za nieskończonością, za wiecznością i absolutem, co w tym życiu w końcu zupełnie nie jest osiągalne. Prędzej czy później każdy człowiek odczuwa, że jego pragnienie zjednoczenia na tym świecie nie może być nigdy w pełni zaspokojone [20]. To jednak nie oznacza, że nie będzie mógł być szczęśliwy – i coraz szczęśliwszy – w małżeństwie.

6.  Konieczność walki

To jest zapewne truizm: wszędzie tam, gdzie chodzi o wyższe dobra, trzeba prowadzić walkę przeciwko wielkiemu niebezpieczeństwu zobojętnienia, popadnięciu w bezwład, „zaniedbaniu siebie”, a także nieuporządkowanemu życiu uczuciowemu. Walka ta jest konieczna w każdym małżeństwie, i odgrywa również znakomitą rolę naturalnie dla każdego, kto zdecydował się na celibat.

Tak to już jest, że jesteśmy w takim samym stopniu bardzo ciałem i duszą, i wszystkie nasze działania duchowe są najgłębiej związane z naszym życiem uczuciowym. Poza tym nasza natura jest osłabiona przez grzech. Byłoby daremną rzeczą, bronić się przed tą rzeczywistością i po prostu zaprzeczać porywom ludzkiej natury. Prowadziłoby to do zasklepienia się w nieludzkim stoicyzmie. Fałszem byłoby także uleganie wszystkim porywom i przy tym wypieranie własnej sytuacji życiowej. Najlepiej brać sprawy takimi, jakimi są. Zapewne trzeba też być gotowym do wyciągnięcia konsekwencji dla swego postępowania, a to znaczy konkretnie: trzeba być mądrym i czujnym. Nie wolno nam się wstydzić tego, co w tradycji chrześcijańskiej rozumiane jest jako asceza, walka lub też samodyscyplina. Te słowa brzmią dla wielu dzisiaj obco i nieprzyjemnie. Być może rzeczywistość, na którą wskazują, była dawniej faktycznie bardzo przesadna. Jednak jest też faktem, że konieczność walki ascetycznej dzisiaj w szerokich kręgach jest odrzucana, nierzadko czyni się za to współodpowiedzialnym niepowodzenia życia w celibacie. Nie chodzi o to, żeby rezygnować z wszelkiej ascezy, lecz musi być ona sensownie uzasadniona i używana. Znana siostra zakonna Isa Vermehren jasno podkreśla, że musi istnieć samodyscyplina „w miłości i z miłości do Pana”, „w wolnej od strachu, pełnej zaufania miłości, wtedy prowadzi do wielkiej wolności i poszerzenia serca” [21]. Asceza pozostaje w służbie odniesienia do Boga. Nie własna perfekcja, lecz większa miłość Boga jest jej celem. W pierwszym rzędzie nie chodzi o to, by zupełnie niczego nie zrobić źle i nigdy nie upaść. Trzeba mieć tylko odwagę, wciąż powstawać. Bogu jest chyba przyjemniej, jeśli podajemy Mu nasze złamane serce, niż gdy wykazujemy się naszymi osiągnięciami ascetycznymi i moralną nieskazitelnością.

Na każdej drodze życia można mieć wątpliwości co do raz powziętej decyzji, ciemności i rozczarowania. Wewnętrzna stabilność i dojrzałość duchowa w normalny sposób zwycięża je dopiero z czasem, w rozwoju nie linearnym, lecz przez mniejsze lub większe kryzysy, ale przecież kryzys nie jest żadną katastrofą. Przeciwnie, powinniśmy odkryć szansę, która jest w nim ukryta. Przez trudności miłość staje się dojrzalsza i głębsza, każda burza może ją odnowić. Pragnienie oddania się całkiem drugiej osobie, może w biegu osobistej historii życia coraz bardziej się oczyścić i pomnożyć. Przy tym zapewne jest wymagane, żeby dobrze zrozumieć, co się w tej „burzy” przeżywa, aby nie uciekać, nie odwracać się i przede wszystkim nie okłamywać się możliwą „zmianą partnera”. Bowiem jedyne, co musi się zmienić, to własne ’ja’ [22].

W czasie kryzysu jest się praktycznie wezwanym do powrotu do początku więzi miłości i powtórzenia go ponownie. Jest się wezwanym do tego, aby jeszcze raz z całego serca powiedzieć ‘tak’. Filozof Dietrich von Hildebrand mówi, komentując to: „Teraz nie wolno jednak zamienić powrotu do początku, do momentu gdy Bóg poruszył do głębi naszą duszę, co należy do istoty każdego odnowienia, na powrót do wszystkich szczegółów początku. To jest powrót do początkowej czujności, żaru, początkowego zapału – ale niekoniecznie do początkowej struktury” [23]. To znaczy, że nie trzeba zaprzeczać wiedzy i doświadczeniom, które nagromadziły się na mojej drodze życia. Gdy powtarzam początkowe ‘tak’, to dzieje się to w sposób bardziej świadomy i wolny, niż za pierwszym razem w uniesieniu młodości, z dojrzałością lat. Z czasem kocham coraz bardziej, ponieważ chcę kochać i jestem gotowa także ponieść ofiarę.

Możliwości dojrzewania osoby – mężczyzny czy kobiety, w celibacie czy w małżeństwie – są tak wielkie, jak miłość, z której żyją. Jeśli troszczy się tylko o siebie samego i swoje znaczenie, jest się wewnętrznie ubogim, ciasnym i nudnym, odpychającym dla innych. Decydującą przeszkodą w harmonijnej osobowości i uszczęśliwionym życiu w społeczności jest egocentryzm, zamknięty w sobie, może nawet neurotyczny stosunek ‘ja’ do świata i do innych. Jeśli ktoś wybrał celibat, musi uczyć się wyzwalać się na coraz głębszym poziomie. Musi całkiem i wciąż na nowo spoglądać na Tego, na którego się zdecydował. Innymi słowy, musi być gotów, coraz bardziej oddzielać się od wszystkich mniejszych dóbr – może to być potrzeba spokojnego i uporządkowanego życia. Naturalnie musi najpierw próbować wyzwolić się od wszystkich błędów i niedoskonałości, na przykład od małostkowej rywalizacji, od zazdrości, złośliwego zadowolenia, przesadnej uczuciowości i dążenia do kariery, aby jego serce mogło stać się coraz bardziej czyste i wolne dla miłości Boga.

Nie zawsze jest konieczne, żeby wola i życie uczuciowe łączyły się ze sobą w sposób harmonijny. Ten stan jest co prawda wart wysiłku i urzeczywistni się ostatecznie w niebie. Można chyba jednak bez przesady powiedzieć, że u wielu, którzy poważnie zdecydowali się na miłość do Boga, istnieje już tu i teraz. Kochają oni Boga nie tylko na podstawie szlachetnej decyzji, kochają Go wszystkimi siłami swego serca. Są szczęśliwi, że wolno im Go kochać! Właśnie ta miłość może też czasem prowadzić do walki z pewnymi głębokimi porywami własnego serca. Tak było w przypadku Abrahama, gdy oświadczył, że jest gotowy ofiarować własnego syna. Hildebrand przedstawia tę sytuację w sposób bardzo poruszający: „Abraham musiał swoją wolą powiedzieć tak, gdy usłyszał nakaz Boga… Ale jego serce musiało krwawić i odpowiedzieć z największym bólem. Jego posłuszeństwo nie byłoby doskonałe, jeśli serce radośnie zgodziłoby się na to. Przeciwnie, byłoby to zachowanie potworne. Według woli Bożej wymagana była ofiara… najgłębszego bólu jako odpowiedź serca” [24]. Czegoś podobnego doświadczał także Chrystus w Ogrodzie Oliwnym, przy tym oczywiście trzeba uwzględnić nieskończony dystans między Abrahamem a Synem Bożym.

Co to dla nas oznacza? Czy w małżeństwie czy w celibacie – także my musimy czasami ponosić ofiarę dla większej miłości. Musimy ponosić ofiarę, aby być wiernym temu, z kim dobrowolnie się związaliśmy. Myślę, że gdy przychodzą próby i trudności w obszarze afektywnym, przede wszystkim może nam pomóc zagłębienie się w męce Chrystusa. Gdyby wszystkie zrządzenia Boga tylko nas cieszyły, gdybyśmy nigdy nie cierpieli z powodu sprzeciwu porywu serca wobec decyzji naszej woli, wtedy musielibyśmy się chyba zapytać, jak żywotne jest nasze życie wiarą. Może idziemy za Chrystusem w tak dalekiej odległości, że nie potrafimy wcale odczuć Jego krzyża!

Gdybyśmy z drugiej strony, doświadczając bólu w naśladowaniu Chrystusa, przy tym dziwili się i uskarżali, byłby to też znak tego, że nie jesteśmy jeszcze wystarczająco blisko Pana. „Pewna intonacja skargi … stoi w sprzeczności z istotą miłości,” podkreśla Arquer. „Kochający przyjmuje chętnie ofiarę na siebie i nie wylicza stale ukochanemu, że mu wszystko podarował! W centralnej warstwie swego istnienia żyjący w celibacie mówi szczęśliwe ‘tak’ na to cierpienie, wita je jako krzyż, który go wiąże z Chrystusem” [25].

Naturalnie w celibacie chodzi o oddanie się, które niesie ze sobą głupstwo krzyża. Trzeba przy tym jednak podkreślić, że nie kocha się samego krzyża, lecz Ukrzyżowanego. Jeśli pragnie się być blisko Chrystusa, to nie chce się mieć lepiej od Niego! „Miłość dąży do wyrażenia się, do obiektywizacji oddania… Cieszy się z ofiary dla ukochanego, tęskni, aby mu pokazać, że kocha go przed wszystkim i nade wszystko. Narzeczona opuszcza dom rodziców i traci wspólnotę życia z tymi, którzy ją do tej pory otaczali miłością, i do których należała, aby pójść za mężem, którego wybrała w miłości” [26]. O ile więcej powodów ma ten, kto zdecydował oddać się Chrystusowi, radykalnie i na serio!

Jutta Burggraf
(ur. w Hildesheim, 1952 – 2010), profesor Wydziału Teologii Uniwersytetu Nawarry, specjalistka w dziedzinie teologii kobiety oraz ekumenizmu.

Przypisy:
[18] Alvaro del Portillo: Der Zölibat des Priesters, s.40.
[19] Josef Arquer: „Zölibatär leben bringt doch überhaupt nichts!”, s.251.
[20] Por. Karol Wojtyła: Miłość i odpowiedzialność, s.220.
[21] Isa Vermehren: Vom Reichtum der Ehelosen, w: Der Zölibat des Priesters, wyd. Klaus M. Becker und Jürgen Eberle, St. Ottilien 1995, s.95.
[22] Por. Fritz Künkel, cytowany u Johannesa B. Torello: Zölibat und Persönlichkeit, Köln 1972, s. 16 f.
[23] Dietrich von Hildebrand: Zölibat und Glaubenskrise, Regensburg 1970, s.40.
[24] Dietrich von Hildebrand: Über das Herz, Regensburg 1967, s.189.
[25] Josef Arquer: „Zölibatär leben bringt doch überhaupt nichts!”, s.265.
[26] Dietrich von Hildebrand: Reinheit und Jungfräulichkeit, s.189.

Furca.org