Ks. Zbigniew Sapiejewski, student Wydziału Teologii Uniwersytetu Nawarry, dzieli się wspomnieniami z pielgrzymki do Fatimy oraz Camino de Santiago.

W lutym 2017 roku spełniłem jedno ze swoich marzeń: odwiedziłem sanktuarium w Fatimie. Szczególna okazja nadarzyła się w trakcie karnawału. Rokrocznie w okresie hucznych zabaw poprzedzających Wielki Post z różnych miejsc Hiszpanii gromadzą się ludzie, aby odbyć pielgrzymkę do Fatimy. Jest to pielgrzymka narodowa organizowana przez ruch Młodzi dla Królestwa Chrystusa (Jóvenes para el Reino de Cristo).

Podróż autokarowa trwała długo, ale nie była męcząca w dobrym towarzystwie. Po dotarciu do miejscowości Leiría połączyliśmy się z osobami z pozostałych kilkunastu autokarów i dalej ruszyliśmy pieszo, w sumie około pół tysiąca młodych ludzi. Do sanktuarium dotarliśmy o zmierzchu. Do samej kaplicy objawień weszliśmy poprzez szpaler utworzony przez rodziny z dziećmi, uczestników tej samej pielgrzymki ale o nieco innym programie duchowym. Rozpoczęła się Msza Święta. Tak- spełniło się! Byłem w Fatimie.

Uczestniczyłem w programie duchowym i zwiedzałem okolice w których mali Pastuszkowie spotkali Anioła i Najświętszą Maryję Pannę. Szczególne wrażenie wywołał na mnie ogród, w którym Anioł nauczył dzieci modlitwy: O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, mam nadzieję w Tobie i kocham Cię… To przepiękne miejsce. Widziałem jak mieszkali owi biedni Pastuszkowie. Odwiedziłem ich groby, miejsca słusznie otoczone wielką czcią. Przeszedłem słynną Drogę Krzyżową. Mogłem wracać i sycić się spokojem miejsca, skąd na cały świat, w znaku figury, patrzy najczulsza z Matek wzywając do pokuty, różańca, wynagrodzenia. Nie zabrakło czasu na rozmowy, żarty, zabawę, a nawet i tańce. Miło było spędzić czas w towarzystwie ludzi szukających Chrystusa. Budujące było widzieć hiszpańskie duszpasterstwo. Wzruszające było móc pokłonić się Matce. I pocieszające jest, że – daj Boże – pewnego dnia będę mógł się tam udać ponownie.

Latem udałem się na inną pielgrzymkę – do Santiago de Compostela. Wyruszyłem z Saint Jean Pied de Port. Szedłem tak zwaną drogą francuską, el camino frances. Doświadczenie Boga i spotkania z ludźmi, znajomość kraju, prowincji, zwyczajów miejscowych czy kuchni, dałyby materiał na grubą książkę. I naprawdę nie wiem czy w tej krótkiej relacji pisać o olśniewających katedrach w Burgos, Leon czy Astorga; o majestatycznych górach pachnących tymiankiem; o sięgających horyzontu polach mesety; o chłodzie świetnie zmeliorowanej wyżyny páramo; o nieznośnym upale, porywistym wietrze, czy ulewnym i nieustępliwym deszczu; o własnym nawróceniu czy o nawróceniach których byłem świadkiem…

Po dojściu do Santiago uczestniczyłem w uroczystej Mszy Świętej. Po niej mogłem – to nie zawsze jest możliwe! – podziwiać ogromną kadzielnicę zwaną Botafumeiro. Modliłem się przy grobie świętego Jakuba Apostoła, patrona Hiszpanii. W tradycyjnym geście objąłem jego wielkie popiersie znajdujące w retabulum głównego ołtarza. Ale podróż się jeszcze nie skończyła. Ruszyłem dalej aż na Koniec Świata: do Fisterra i Muxia!

Przez cały czas czułem się prowadzony przez Bożą Opatrzność. Nieraz z zaskoczeniem zdawałem sobie sprawę że jestem zawsze dokładnie tam, gdzie powinienem być i w najodpowiedniejszej porze. Nawet kontuzje modulujące tempo marszu nie były wyjęte spod czułej opieki Pana – ile potrzebujących kapłana osób spotkałem dzięki takim nieprzewidzianym słabościom! Na Camino ludzie spotykają Boga dzięki specyficznej samotności na szlaku – chociaż prawie nigdy nie jest się samemu, to jednak Droga jest zawsze indywidualna. Ja również niosłem własne intencje i sprawy do przemyślenia. Była to dla mnie droga pokutna – w najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jednocześnie byłem na służbie. Pan sam stawiał na mojej drodze ludzi potrzebujących błogosławieństwa, Słowa, Pojednania, Eucharystii.  Muszę przyznać, że poza aspektem duchowym było to również niełatwe wyzwanie sportowe.

Gdybym mógł, chętnie pozdrowiłbym tu osoby, które okazały mi ogromną gościnność. Niestety – nie rozumieją po polsku! A jednak spotkałem również bardzo wielu Polaków; z niektórymi z nich do tej pory mam kontakt. Jeśli ktoś z tych osób czyta te słowa; zrozumie i odwzajemni: Dziękuję Wam, Kochani, za wszystko! Zgadzam się z tymi, którzy poprzedzili mnie na Camino i napisali już niejedno słowo o tym wyjątkowym szlaku pielgrzymkowym: Camino de Santiago ma swoją rodzinę, a należą do niej wszyscy, którzy choć raz mieli szczęście na nim się znaleźć.

Furca.org