Rozmowa z ks. Piotrem Roszakiem –Tomasz Cichoński

    Ks. Piotr Roszak (fot. archiwum prywatne)

Tomasz Ciechoński: W jaki sposób odkrył ksiądz drogę św. Jakuba?

Ks. Piotr Roszak: Podczas pobytu na studiach w Hiszpanii byłem przez 10 lat proboszczem parafii Villamayor de Monjardin w diecezji Pampeluny, leżącej na popularnej „drodze francuskiej” prowadzącej do Santiago de Compostela. Zauważyłem, że bardzo wielu pielgrzymów każdego dnia przychodzi do tej miejscowości, nocuje, chodzi na msze, prosi o błogosławieństwo na dalszą drogę. Wcześniej Camino znałem tylko z książek i kanałów podróżniczych. Nasza parafia prowadziła schronisko, w którym każdej nocy przebywało 30-40 osób różnej narodowości. Kiedy tylko mogłem, starałem się z nimi zjeść kolację, porozmawiać. Było to niezwykłe ubogacenie, bo przecież bogactwem parafii nie są budynki, ale relacje, jakie zaciągamy między sobą. Zrozumiałem, że charyzmatem naszej parafii znajdującej się na Camino, tej najdłuższej ulicy Europy – jak się mówi o tym szlaku pielgrzymim – musi być „przyjmowanie” osób, których być może nie znamy, mają może inne podejście do życia, inaczej przeżywają swoją religijność i swoje problemy. A przyjąć to nie to samo co „obsłużyć”, ale stworzyć poczucie bezpieczeństwa.

    Piotr Roszak fot. Robert Górecki

 Czy któryś z pielgrzymów tego okresu szczególnie zapadł księdzu w pamięci?

– Trudno mi przytoczyć jedną historię. Do Villamayor wielu docierało w pierwszych dniach swego marszu. Przez pierwsze dni na Camino wszystko się fotografuje, zachwyca sztuka romańska, hiszpańska kuchnia, krajobrazy. Człowiek jest jakby niesiony nieco turystycznym duchem. A właśnie w naszym pueblo coś u wielu pękało, turysta zmieniał się w pielgrzyma i często było to związane ze spojrzeniem na parafialny krzyż z Monjardin z XIII w., którego kopię posiadamy w toruńskiej katedrze. Po kilku dniach, gdy plecak już przywarł do ciała i pojawiły się pęcherze, okazywało się, że w Camino chodzi o podróż w głąb człowieka, zaczyna dominować wymiar duchowy.

Mieliśmy również hospitaleros – to ludzie, którzy po przejściu Camino poświęcali jeszcze dwa-trzy tygodnie, żeby pomagać innym pielgrzymom. Oni byli niezwykli. Pamiętam dziewczynę z Węgier, której losy rozstrzygnęły się na Camino. Szła z życiowymi dylematami, co wybrać, i powiedziała, że u niej wszystko rozjaśniło się właśnie w Villamayor. Inni organizowali modlitwę wieczorną – ekumeniczną – z pielgrzymami, zdobywając serca pielgrzymów i mieszkańców miejscowości.

Wtedy ksiądz postanowił też doznać doświadczeń pielgrzyma i przejść przez szlak?

– Powiem szczerze, u mnie długo to dojrzewało. Inaczej się żyje jako ktoś przyjmujący pielgrzymów. W zasadzie każda moja droga do sąsiedniej miejscowości wiodła przez Camino de Santiago, ale długo nie wybrałem się w taką odległą podróż, np. z Pampeluny do Santiago. Warunki pracy duszpasterskiej, a potem naukowej, były takie, że trudno wygospodarować miesiąc czy kilka tygodni na pielgrzymkę pieszą. Dojrzewając do tego, zagłębiałem się w historię Camino, zbierałem relacje pielgrzymów, czytałem publikację. Była to moja „droga” do drogi Jakubowej. Uzmysłowiłem sobie, że nie jest to zwykły szlak trekkingowy, nie jest to nordic walking, tyle że dłużej. Chodzi o odkrywanie wymiaru głębi, o przekraczanie granic, o to, że pielgrzym dociera do grobu św. Jakuba, a przy tym do korzeni, do fundamentów swojej wiary, do tego, kim jest. Te odkrycia były dla mnie inspirujące. Wielu pielgrzymów, którym pomagałem i opracowywałem nawet logistykę ich wypraw, pytało: „Dlaczego nie idziesz z nami?”. I w pewnym momencie powiedziałem sobie, że muszę iść. Pielgrzymowanie dzieliłem na roczne etapy, każdy po kilkanaście dni.

Wrócił ksiądz odmieniony?

– Te owoce cały czas zbieram. Każde Camino kończy się jakimś odkryciem. Dla jednego będzie to odkrycie prawdy o sobie, kim tak naprawdę jest, jakie są jego dobre strony, a jakie musi jeszcze poprawić. Inni odkrywają relacje z najbliższymi, bo Camino to droga, która prowadzi do drugiego człowieka. Uczymy się czytać świat na nowo, otrzymujemy nowy alfabet, którym możemy opisać swoje duchowe doświadczenia. Pewnie dlatego ludzie po doświadczeniu Camino tworzą jakby nowe środowisko, mówią swoim językiem.

Przez dwa tygodnie zajmowałem się pielgrzymami w Santiago de Compostela. Od średniowiecza w tamtejszej katedrze odprawia się msze w różnych językach. To piękne dźwięki, gdy w dni lipcowe i sierpniowe katedra rankiem budzi się do życia i nagle jest msza święta w języku angielskim, niemieckim, polskim. To mi przypominało średniowieczne rękopisy głoszące, że w Santiago jest cała Europa. Widziałem, że w tych ludziach dokonywała się przemiana. Szli, próbując znaleźć drogę do tego, co w życiu najważniejsze. Św. Jakub to taki patron ludzi, którzy mają aspiracje, duchowe poszukiwania. Wraz ze św. Janem i św. Piotrem był świadkiem najważniejszych wydarzeń w życiu Jezusa. W jednym fragmencie Ewangelii na pytanie Jezusa, czy może pić kielich Jego męki, odpowiedział „Tak, mogę”. Camino mówi właśnie człowiekowi, że wiele nadal można zmieniać. Idąc do źródła, odkrywamy, że świat złożony z niepasujących do siebie elementów, niczym puzzle, nagle można ułożyć. Z całej Europy wszyscy szli do Santiago, bo rozumieli, że tam bije źródło tożsamości, jakiej poszukiwali, że tam odkryją prawdę o sobie. Jeśli chcemy budować jedność Europy, powinniśmy na nowo odkrywać to źródło.

Skąd się wziął fenomen akurat Santiago de Compostela? Według tradycji jest tam grób św. Jakuba, ale czy to fakt potwierdzony naukowo?

 

 

 

Tak mogło wyglądać mauzoleum rzymskie z czasów pochówku św. Jakuba Zdjęcie z Muzeum Pielgrzymek w Composteli

To właśnie to mają potwierdzić nasze badania. Jako Wydział Teologiczny UMK mamy jedyną w Polsce Pracownię Szlaku św. Jakuba, która realizuje m.in. grant Narodowego Centrum Nauki, współpracując w jego realizacji z uniwersytetami w Jerozolimie, Pampelunie, Santiago de Compostela i Barcelonie. Badamy kompleksowo zjawisko, jakim jest pielgrzymowanie do Santiago. Od strony historycznej – czy rzeczywiście znajdują się tam relikwie św. Jakuba, a również jakie były ślady tego kultu w Polsce, jak przejawiał się w sztuce, muzyce, jak Camino buduje człowieczeństwo i wartości w sensie pedagogicznym. Są nawet aspekty prawne, pielgrzym w średniowieczu miał bowiem szczególny status – nie płacił podatków, a prawo międzynarodowe było tworzone po to, by go chronić. Camino przyczyniło się, jak widać, do rozwoju różnych dziedzin życia. Także do powstania pierwowzoru bankomatów i kart kredytowych. Średniowieczny pielgrzym majątek potrzebny na podróż deponował w klasztorze templariuszy. Dostawał dokument – coś jak karta kredytowa – który pokazywał w następnym klasztorze templariuszy na szlaku. Wypłacano mu pewną kwotę, która powinna wystarczyć do następnego klasztoru. W ten sposób, nawet jeśli został napadnięty, tracił tylko część pieniędzy.

Wraz z prof. Enrique Alarcón z Uniwersytetu Nawarry w Pampelunie prowadziliśmy badania nad inskrypcjami w grobie św. Jakuba. Dostaliśmy pozwolenie, aby umieścić w nim zdalnie sterowane urządzenia. Niektóre odkrycia dopiero ogłosimy. Są dość szczególne, ponieważ pokazują, skąd milczenie źródeł na temat tego grobu.

W Imperium Rzymskim przed 313 r. chrześcijaństwo nie mogło jeszcze funkcjonować normalnie, potem blisko Santiago pojawili się muzułmanie. Nikt nie chwalił się, że tu spoczywa św. Jakub, bo było to niebezpieczne. Na tynku były więc zapisywane inskrypcje, które miały znaczenie ukryte, dostępne tylko dla kogoś, kto zna klucz do lektury tekobnie jak z rybą jako symbolem pierwszych chrześcijan, co znamy z „Quo vadis?” Sienkiewicza.

Tak jest z grecką inskrypcją „Athanasios Martyr”, odnalezioną jeszcze w latach 80. XX w. w krypcie grobu Jakuba w Composteli. Jeśli poganin ją przeczytał, zapewne pomyślał, że spoczywa tu jakiś Atanazy. Ale napis zawiera pewne modyfikacje – zapisany został w formie krzyża, aby na jego krańcach wybrzmiały litery Alfa i Omega oraz Alew i Taw, pierwsze i ostatnie litery alfabetów greckiego i hebrajskiego. Doszliśmy do wniosku, że to dostosowanie pisma greckiego do języka hebrajskiego. W tamtych czasach zdarzała się praktyka ukrywania w ten sposób przesłania dla wtajemniczonych. Badacze z Jerozolimy, analizując m.in. monety z czasów króla Heroda Wielkiego, potwierdzili, że literę Taw w ten sposób (jak X) pisano właśnie w I w n. e., a więc specyfika zapisu liter wskazuje na osobę z tych ziem (co robił w Santiago?) i w tym wypadku w napisie greckim jest ukryty napis hebrajski: „Jakob”. Imię Atanazy – zapisane w inskrypcji w formie skrótowej „Atanas”, co jest nawiązaniem do paleochrześcijańskiej tradycji z Jerozolimy – dosłownie znaczy „nieśmiertelny”, a „martyr” to „męczennik”, ale też „świadek”. Cały napis można więc odczytać jako „Nieśmiertelny świadek Jakub”.

W napisie „Athansasion Martyr” znajdujemy też chryzmon – symbol złożony z greckich liter X (chi) i P (Rho ), z których ta pierwsza jest jednak zapisana tak, aby jeszcze przypominała hebrajskie Taw.

 

 

 

 

 

Schemat inskrypcji 'Athanasios Martyr’ z krypty grobu św. Jakuba w Composteli Inskrypcja

To nakazało nam szukać ukrytej aluzji do tekstu hebrajskiego. Dziwnie zapisane słowo „martyr” w rzeczywistości można odczytać również po hebrajsku jako „Jakob”. Na marginesie, ów chryzmon z inskrypcji w grobie św. Jakuba ma jeszcze charakterystyczne rogi u góry – symbolizowały władzę lub – jak niektórzy interpretują – nadproże, wejście do Nieba. W paleografii chrześcijańskiej tego typu znak jest jeszcze tylko w dwóch miejscach: na Górze Oliwnej w Jerozolimie oraz na cmentarzu paleochrześcijańskim na wzgórzu watykańskim, gdzie znajduje się grób św. Piotra w Rzymie. Ku naszemu zdumieniu trzeci znaleźliśmy właśnie w Santiago, w małej miejscowości na końcu świata. Widać wyraźnie, że to miejsce miało wyjątkowe znaczenie. Santiago nie było wielkim miastem w czasach rzymskich, do którego przywieziono ciało Jakuba – odwrotnie, to miasto, które powstało niejako „wokół” grobu, wcześniej będąc osadą – mansio varia – przy drodze rzymskiej z Bragi do Lugo. Jedna z okolicznych chrześcijańskich rodzin Atia Moeta udostępniła swój rodzinny grób dla Apostoła, o czym wiedzieli tylko okoliczni chrześcijanie; świadczą o tym pochówki wokół tego głównego grobu Jakubowego. Przypomnijmy, że św. Jakub Większy Apostoł pochodził z Palestyny, był pierwszym apostołem męczennikiem, który zginął z rąk króla Heroda. Dwaj jego uczniowie, według średniowiecznej tradycji, nazywali się Teodor i właśnie Atanazy, drogą morską przenieśli go do miejsca, w którym głosił Ewangelię. Według tradycji wszyscy apostołowie postanowili być pochowanymi tam, gdzie głosili naukę, aby być ziarnem, które wpadając w ziemię nie umiera, a przynosi plon obfity. A Jakub głosił ewangelię właśnie w Hiszpanii. To był człowiek, który porywał się na rzeczy wielkie. Dotarł na koniec ówcześnie znanego świata. Przylądek, do którego często przedłużają swoją drogę pielgrzymi, nazywa się Finisterre, czyli właśnie Koniec Świata. Kto szedł do Santiago, szedł na koniec świata.

Kiedy narodził się ruch pielgrzymkowy?

– To było 1200 lat temu. Santiago de Compostela, obok Jerozolimy i Rzymu, w średniowieczu zaliczało się do tzw. pielgrzymek większych. W pierwszym okresie pielgrzymowali głównie ludzie najbardziej zamożni. Z czasem stało się to zjawisko masowe, w szczycie średniowiecza na drogach był wręcz tłok.

Mamy świadectwa o polskich pielgrzymach, także z naszego regionu. Pątnikami byli Franciszek z Szubina, Jan Pilik z Sierpca i Jakub Sobieski, ojciec króla Jana III Sobieskiego. Kroniki, relacje, pamiętniki, testamenty spisane przed wyruszeniem w podróż, archiwa hiszpańskie to cenne źródła. W dokumencie z XVI w. jeden z Polaków wnosi o możliwość proszenia o jałmużnę po sumie w katedrze w Pampelunie, bo zabrakło mu funduszy na dokończenie pielgrzymki. Na przełomie XIV i XV w. polscy pielgrzymi udawali się na dwór króla Aragonii z prośbami o listy żelazne, które potwierdzały, że są pątnikami, a nie szpiegami czy handlarzami.

Potem, w okresie reformacji, ruch pielgrzymkowy osłabł, przyczyniły się do tego także wojny toczone w Europie. Kult nigdy jednak nie zaginął całkowicie.

Wielkim impulsem do jego odrodzenia była wizyta św. Jana Pawła II w Composteli w 1982 r. W proroczy sposób wówczas mówił: „Europo, wróć do swoich korzeni”. Młodych ludzi zachęcał, aby wrócili na drogi prowadzące do Santiago. Apel powtórzył w 1989 r. w czasie Światowych Dni Młodzieży. Od tego czasu liczby skoczyły bardzo do góry. Dzisiaj mówimy o ponad 200 tys. ludzi rocznie, którzy otrzymują tzw. kompostelki – dokumenty potwierdzające przebycie co najmniej 100 km pieszo albo 200 km na rowerze.

Camino zachęca, o czym mówił papież Franciszek, by nie wyznawać „chrześcijaństwa kanapowego”, tylko wybrać się w drogę. A wtedy różne rzeczy się zdarzają. Zdobywamy pewne uczucie wolności, o które przecież w chrześcijaństwie chodzi. To też niezwykła lekcja pokory, gdyż wielkie rzeczy to nie deklaracje, ale dokonywanie ich krok po kroku we właściwą stronę.

Goethemu przypisuje się słowa, że „Europa powstała, pielgrzymując”, a więc nie przy podpisywaniu różnych traktatów, kiedy wielcy spotykali się przy stołach. Powstała wtedy, kiedy ludzie szli. Ten motyw wykorzystał Jan Paweł II, głosząc, że Camino może obudzić Europę z letargu.

Ci, którzy szli do Jerozolimy, byli nazywani przez Dantego palmeri – bo nosili ze sobą plamy. Ci, którzy szli do Rzymu, to romeri, ich symbolem był odlew kluczy św. Piotra. Natomiast idący do Santiago de Compostela to peregrini. We wszystkich językach nowożytnych podobnie brzmi słowo „pielgrzym”. Oznaczało kogoś idącego przez pola, jego symbolem była muszla.

To było potwierdzenie odbytej pielgrzymki, taką muszlę można było znaleźć tylko na wybrzeżu Atlantyku. Kościół pilnował, by nie było żadnych fałszerstw, groziła za to nawet ekskomunika, zakazane było też sprzedawanie muszli po drodze. Popularny był zwyczaj tzw. pielgrzymek delegowanych, np. miasto prosiło, aby ktoś pielgrzymował w jego intencji. Kiedy wracał, dowodził odbytej pielgrzymki właśnie przez przyniesienie muszli. Symbol był na tyle ważny, że muszle znajdują archeolodzy badający polskie pochówki. Te tradycje nie zginęły, ale przybierają inne formy. Dziś wielu pielgrzymów prowadzi blogi z podróży, można zgłosić im intencję, za którą będą się modlić. To piękne zwyczaje i sam zachęcam do ich praktykowania. Oznaczają, że noszę nie tylko 8 kg na plecach – bo tyle powinien ważyć plecak – ale też intencje, które mi powierzono, a tym sposobem nie idę sam. Na Camino uczymy się też szacunku do drugiej osoby. Bo Camino nie wyklucza nikogo, nie ma żadnego punktu, w którym sprawdza się poziom czyjejś wiary: każdy może przejść przez szlak i otrzymać coś w darze. To będzie przeoranie życia, użyźnienie pola, na którym może coś wyrosnąć, ale pamiętajmy, że jednak samo nie wyrośnie.

Muszlę można też rozumieć symbolicznie?

– Niektórzy zwracają uwagę, że jest to dłoń wyciągnięta w stronę drugiego człowieka i oznaczająca miłosierdzie. Ale pełniła też funkcje praktyczne, służyła do czerpania wody. Nie wiem, na ile w tym prawdy, ale są też opisy, że ten rodzaj muszli zmieniał w wodzie swój kolor i pozwalał rozpoznać, czy woda jest zdatna do picia. Są też legendy o św. Jakubie, który na morzu pojawił się na koniu cały w muszlach i uratował tonących. Atrybutem tego świętego jest właśnie muszla na kapeluszu, również laska pielgrzyma, trzymana w ręku księga Ewangelii i płaszcz na chłodne hiszpańskie noce. W ikonografii przedstawiono go tak jak i innych apostołów – boso, co oznaczało gotowość do drogi.

Na mapie Europy nie sposób znaleźć jednej drogi św. Jakuba, to raczej cała sieć szlaków.

– Rzeczywiście. Istotne jest, że we Francji są cztery punkty wyjścia. Są też drogi prowadzące z południa Hiszpanii oraz droga portugalska. W pozostałej części Europy wykorzystuje się istniejące połączenia komunikacyjne. Pielgrzym nie szedł osobnym szlakiem, szedł tak, jak wiodły bezpieczne drogi. Dziś znakujemy je muszlami i żółtą strzałką, nawiązując do dawnych tras. Mamy w Polsce ponad 5 tys. dróg Jakubowych, w tym trzy główne. Via Baltica wiedzie z Kaliningradu przez północne Pomorze. Camino Polaco prowadzi przez województwo kujawsko-pomorskie: od Brodnicy przez Szafarnię, Golub-Dobrzyń, Ciechocin, Toruń, dalej w stronę Gniewkowa, Kruszwicy i Strzelna do Wielkopolski. Ta droga wpisuje się w wielki szlak wiodący z Rygi. Na południu mamy Via Regia, drogę z Kijowa przez Kraków, Dolny Śląsk i Saksonię. Nas, teologów, bardziej interesuje nie sam przebieg szlaku, a jego znaczenie dla wiary. Badamy to, co wiemy o św. Jakubie i o drodze wiary, którą nam zostawił, a także jego kult.

Na mapie sprzed paru lat nie ma Camino Polaco. Dopiero odkrywamy ją na nowo?

– Tak, to jest właśnie wymiar europejski drogi, który wraca także dzięki naszemu województwu. Przystąpienie naszego regionu do Federacji Drogi św. Jakuba powoduje, że powoli wchodzimy na te mapy. Jako rada programowa przy marszałku województwa kompletujemy dokumentację, koordynujemy działania oraz ujednolicamy oznakowania, nad którym czuwa oddział miejski PTTK w Toruniu na czele z prezesem Henrykiem Miłoszewskim. Camino, które pielgrzymi przechodzą głównie w Hiszpanii, w kolejnych latach chcą zacząć w innych częściach kontynentu. Często pytają o Camino Polaco. Chcemy rozwijać ofertę dla nich także u nas. Staramy się w publikacjach przywracać pamięć o polskich pielgrzymach. To ważne, nie chodzi nam tylko o to, by poinstruować pielgrzyma, ile ma wziąć ze sobą par skarpet i jaką latarkę, ale pokazać, że wpisuje się w szlak, który przed nim przeszły pokolenia. Obecnie trwają prace nad oznakowaniem Camino z Dobrzynia nad Wisłą przez Włocławek, które w Kruszwicy połączy się z głównym szlakiem Camino Polaco. Sympatycy drogi św. Jakuba z Pomorza chcą odtworzyć odcinek z Pelplina do Torunia.

Czy odcinek szlaku przez nasz region może mieć też szczególny wymiar duchowy dla pielgrzymów?

– Jestem przekonany, że tak. Kościół św. Jakuba w Toruniu odgrywa centralną rolę. Dawniej pielgrzymi mieli tu punkt zbiorczy, z którego razem szli w dalszą podróż. Myślę, że ten kościół powinien pełnić rolę sanktuarium. Toruń ma i Jakubskie Przedmieście, i ul. św. Jakuba, a w ubiegłym roku powstało u nas Bractwo św. Jakuba, zrzeszające już ponad 30 osób. Spotykamy się na modlitwie, ale też wspólnych wędrówkach po regionalnym Camino, organizując pomoc dla pielgrzymów idących przez Toruń.

Gdyby szukać chrześcijańskich cnót Camino, które odnoszą się też do naszego regionu, to wymieniłbym gościnność i kulturę przyjmowania. Dziś żyjemy w kulturze, która wyklucza, gdzie dominuje mentalność „klubowa”, ograniczająca dostęp do pewnych usług. Camino jest tego przeciwieństwem, droga nikogo nie wyklucza, a wręcz przeciwnie – przyjmuje. Papież Franciszek uczy, że Kościół to pewna kultura przyjmowania drugiego człowieka w jego odmienności, to dostrzeganie jego oblicza ukształtowanego przez samego Stwórcę i głębszego spojrzenia na siebie nawzajem. Po wracających z Santiago widać, że inaczej patrzą na to samo, jakby wzrok im się wyostrzył. W listach arcybiskupów Santiago jako najważniejszy epizod Ewangelii do rozważania na pielgrzymce jest wymieniona droga uczniów Jezusa do Emaus. Po wieściach o pustym grobie Jezusa Chrystusa uciekli z miejsca, gdzie działy się rzeczy niezwykle ważne. Ale Chrystus dołączył się do nich nie wtedy, gdy siedzieli spokojnie na uboczu, ale gdy podróżowali. Chrystus dołącza się w drodze. Wielu pielgrzymów widzi się w roli uczniów idących do Emaus i doświadczają tego „przyłączenia” się Jezusa do nich w drodze.

Czy możliwe jest przejście całego szlaku na piechotę?

– Oczywiście, zrobił to chociażby doktorant naszego wydziału ks. Dariusz Doburzyński. Zajęło mu to 100 dni, pielgrzymkę opisał w książce „Camino znaczy Droga”. Był wierny tradycji średniowiecznej, a więc wyszedł z własnego domu, pożegnany przez parafię. To zadziwiające, ale mając do dyspozycji nowoczesne środki transportu, bardzo wielu pielgrzymów wyrusza pieszo od swojego domu.

Jeżeli ktoś nie ma 100 dni, środków ani sił, może zacząć w każdym miejscu?

– Tak. Bardzo ważne jest, by iść w kierunku Santiago. W tym roku, kiedy pielgrzymi przybędą do toruńskiego kościoła św. Jakuba, otrzymają specjalne świadectwo, zwane Jacobeum Thoruniensis. Dokument przypomina, by nie ustawać w dalszej drodze. Zachęcamy wszystkich, aby przed wyjściem na główny szlak w Hiszpanii przejść się naszym regionalnym Camino. Są na ten temat materiały np. na stronie Caminopolaco.pl, jest szereg publikacji. Warto przejść się te kilka dni, potem jakimś środkiem transportu przenieść się bliżej Hiszpanii i tam zakończyć pielgrzymowanie w katedrze w Composteli i objąć figurę św. Jakuba, szepcząc mu swoją intencję – ten tradycyjny gest na zakończenie pielgrzymki czyni z okazji święta narodowego sam król Hiszpanii.

Rozwój szlaku św. Jakuba może oznaczać rozwój naszego regionu. Pielgrzym nie jest turystą, nie domaga się pewnych rzeczy, ale ma świadomość, że zapłata za posiłek i nocleg to również jego wsparcie dla innych. Nie tylko doświadcza miłosierdzia, ale sam je może świadczyć. Hiszpania pokazała, że można to harmonijnie połączyć – szlak przyczynił się do powstania miejsc pracy, ale co najważniejsze w perspektywie naszego regionu, uruchomił też pewną nową mentalność, wrażliwość na drugiego człowieka i nową energię, której patronem jest św. Jakub.

Rozmawiał Tomasz Ciechoński

Ks. Piotr Roszak – Kapłan diecezji toruńskiej, doktor habilitowany nauk teologicznych, prodziekan ds. nauki Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, wykładowca Uniwersytetu Nawarry w Pampelunie, przewodniczący Rady Programowej ds. rozwoju Szlaku św. Jakuba w woj. kujawsko-pomorskim, redaktor naczelny interdyscypliarnego czasopisma „Scientia et Fides”, redaktor serii wydawniczej „Scholastica Thoruensia” w Wydawnictwie Naukowym UMK, publikującej edycje tekstów średniowiecznych, zwłaszcza komentarzy biblijnych. Członek Papieskiej Akademii Tomasza z Akwinu. W pracy naukowej zajmuje się myślą Tomasza z Akwinu, liturgią hiszpańsko-mozarabską oraz fenomenem Camino de Santiago. Tłumacz książek i artykułów z języka hiszpańskiego. Ostatnio wydał książkę „Mozarabowie i ich liturgia”.

Furca.org