Trudno znaleźć bardziej okrągłą rocznicę do świętowania niż setna. Nic dziwnego więc, że z taką radością i na tyle sposobów cieszymy się z Niepodległej. Ale gdy spojrzymy na nią dziś, 100 lat po jej odrodzeniu, dostrzeżemy coś jeszcze: chyba jeszcze nigdy nie byliśmy tak bardzo podzieleni.
Gdy wybiła godzina jedności
Był sierpień 1920 roku. Z Warszawy wyjechały już prawie wszystkie przedstawicielstwa dyplomatyczne. Pozostał tylko nuncjusz papieski, Achille Ratti, późniejszy Papież Pius XI. Na Zachodzie nikt nie wierzył, że stolica upadającej Polski oprze się czerwonemu, sowieckiemu potopowi. Ale dla nas była to, być może, ostatnia godzina wolności. I wykorzystaliśmy ją świetnie. Mimo rozbicia politycznej sceny i partykularnych ambicji, udało się wewnętrznie zjednoczyć. Powołano wspólny rząd, Naczelnego Wodza i rozdzielono obowiązki. Zaczęliśmy się wzajemnie słuchać i rozumieć. Nie było czasu na podejrzenia i wzajemną nieufność. Każdy zrobił swoje, najlepiej jak potrafił. I wygraliśmy.
Niewidzialny wróg
Oczywiście, nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. Tak, ale pod warunkiem, że się go widzi. Że można go wskazać i nazwać. Kiedy wróg był w zasięgu wzroku, zawsze potrafiliśmy się zjednoczyć, odłożyć na bok jałowe spory i odeprzeć atak. Gdy jednak przeciwnik był ukryty, gdy mieliśmy go często we własnym sercu, już nie radziliśmy sobie tak dobrze. Przykłady? Dość wspomnieć choćby magnata Hieronima Radziejowskiego. Przez prywatną, ukrytą w sercu zawiść względem króla Jana Kazimierza, zdradził Szwedom wszystkie słabości Korony. W ten sposób Karol Gustaw, o mało co, nie postawił kropki na końcu historii Polski. A rozbiory? Czy nie były w dużej mierze widzialnym efektem niewidzialnego wroga – zepsucia moralnego elit, politycznych intryg i odkładania wiary na bok? Targowica, która chciwością na rosyjskie pieniądze niemal od razu zniweczyła osiągnięcia Konstytucji 3 Maja? Przykładów można mnożyć.
źródło: http://polimaty.pl/2013/08/prawdziwy-obraz-bitwy-warszawskiej/|
Linia podziału
Prawdziwy wróg wolności mieszka w ludzkim sercu. Nie ma w historii politycznego czy militarnego kryzysu, który nie zacząłby się wcześniej w duszy i umyśle społeczeństwa. Dziś, gdy świętujemy 100 lat Niepodległej Polski, dostrzegamy niezwykle silną polaryzację naszego narodu. Linia tego podziału nie zatrzymuje się już niestety na bramie parlamentu. Ona biegnie również przez nasze domy i rodziny. Przypominają się słowa Jezusa „Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu” (Łk 12, 52). Umiejętnie rozgrywani przez media, stajemy się „totalni” we wzajemnych relacjach. Zaślepieni duchem sprzeciwu, nie dostrzegamy, że zarówno jedna, jak i druga strona sporu, ma z pewnością coś dobrego do zaproponowania. Przestajemy słuchać. Nie próbujemy zrozumieć. Zamiast bronić Polski, bronimy czasem jedynie własnego zdania.
Jesteś decydującym ogniwem
Niepodległość to przede wszystkim zadanie. Może zbyt często myślimy, że wolność oznacza jedynie rekreację. Tymczasem to codzienny wysiłek każdego ogniwa tego narodowego łańcucha, któremu na imię Polska. Tym ogniwem jestem ja i Ty. Nie możemy się ukryć w tłumie „tych innych”. Od naszego, osobistego wysiłku, wiary, uczciwości, odpowiedzialności, wzajemnego słuchania i współpracy, a zwłaszcza od wyrzeczenia się wszelkiego grzechu, zależeć będzie siła moralna narodu. A to właśnie ona decyduje o jedności. Prośmy Boga, aby dar 100-lecia niepodległości Polski stał się okazją do narodowego pojednania. Abyśmy mimo różnicy poglądów nie zapomnieli, że bije w nas to samo, biało-czerwone serce.
Ks. Przemysław Lech
Papieski Uniwersytet Świętego Krzyża w Rzymie