Przesłanie kardynała Stefana Wyszyńskiego na dziś
Wybrane elementy

Beatyfikacja kardynała Stefana Wyszyńskiego wprawdzie była nieco dramatyczna w swoim przebiegu, począwszy od samego procesu, który postawił wiele nieoczekiwanych pytań, jak to zresztą na ogół bywa w takich przypadkach, ale doszła ostatecznie do skutku. Należy jednak pamiętać, że kościelny akt beatyfikacji nie jest końcem, ale początkiem poniekąd nowego etapu życia beatyfikowanego. Liturgia podpowiada nam: „Przykład świętych nas pobudza, a ich bratnia modlitwa nas wspomaga, abyśmy osiągnęli pełnię zbawienia”. Beatyfikacja kardynała Wyszyńskiego prowadzi nas zatem przede wszystkim do odkrywania przesłania, które wypływa z całego jego życia, aby zyskać „pobudkę” do odpowiedniego pokierowania naszymi powołaniami i życiem Kościoła w Polsce. Byłoby sprzeczne z duchem Kościoła, gdybyśmy wraz z beatyfikacją Prymasa Tysiąclecia, uznali, że zrobiliśmy rzecz najważniejszą, jaka była do zrobienia. Niestety, tak stało się z wieloma świętymi i błogosławionymi wyniesionymi do chwały ołtarzy w ostatnich dziesięcioleciach. Nie możemy sobie na to pozwolić, dlatego czytajmy wnikliwie przesłanie zostawione nam przez kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Prezentowany tutaj cykl rozważań został przygotowany dla Polskiego Radia pr. 2. (6-11 września 2021 r.).

  1. Jedność życia

„Stąd – z Jasnej Góry – jako Naród ochrzczony jesteśmy nie tylko wspólnotą nadprzyrodzoną Kościoła Bożego, ale i wspólnotą Narodu chrześcijańskiego, w którym działa Kościół, nieustannie odmieniając narodowe właściwości psychiczne i duchowe Polaków, przez Krzyż i Ewangelię dodając im wartości nowych, Bożych, nadprzyrodzonych. Przez te wartości nasza kultura narodowa staje się kulturą chrześcijańską. Przez chrześcijańskie wartości humanistyczne uszlachetniamy polski humanizm” (Jasna Góra, 15 maja 1966 r.).

Zbliża się wreszcie realnie beatyfikacja kardynała Stefana Wyszyńskiego, prymasa Polski. Wiele na jego temat już powiedziano, nie tylko w ciągu ostatniego roku w oczekiwaniu na beatyfikację, ale w całym okresie, który upłynął od jego śmierci. Sławi się jego wielkość ludzką i podziwia świętość wyrastającą z wiary. Podkreśla się jego opatrznościową rolę spełnioną w dziejach Kościoła w Polsce, ale także znaczenie w Kościele powszechnym. Nie przypadkowo zalicza się go do dziesięciu najbardziej wpływowych biskupów na II Soborze Watykańskim. Wielu ludzi ma osobiste powody, by czuć się z nim głęboko związanym. Pamiętam dobrze, jak kiedyś wielkie wrażenie zrobiła na mnie biografia kardynała Wyszyńskiego napisana przez księdza Zdzisława Peszkowskiego, którą pożyczył mi mój katecheta. W znacznej mierze dzięki niej jestem dzisiaj księdzem.

Tym, co wywiera na mnie głębokie wrażenie w kardynale Wyszyńskim jest jego nierozdzielne traktowanie spraw wiary, świadectwa chrześcijańskiego, narodu, ojczyzny, kultury, pracy itd., zakorzeniające się w Ewangelii. Jak nikt dotychczas w Polsce pokazał on swoim życiem i swoim nauczaniem, że każdy chrześcijanin jest uczestnikiem wielowymiarowej rzeczywistości, która czeka na dopełnienie chrześcijańskie w każdym osobiście i we wspólnocie narodowej. Pokazał on, na czym powinna polegać tak zwana „jedność życia”, o której tak wiele mówi II Sobór Watykański w swoim nauczaniu, ukazując ją jako właściwy ideał chrześcijański. Nie ma takiej sfery życia, która byłaby zamknięta na to, co przyniósł Chrystus i co przekazuje Jego Kościół, a tym samym wyłączona spod przemieniającego wpływu wiary.

W najwyższym stopniu to przesłanie kardynała Wyszyńskiego zostało wyrażone w roku 1966, a więc w czasie niezwykle ważnych obchodów Sacrum Poloniae Millennium, czyli Tysiąclecia Chrztu Polski. Przytoczone na początku zdanie dobrze oddaje zasadniczą część jego przesłania ewangeliczno-narodowego. Proponuję zatem, abyśmy w ciągu tego tygodnia, który zostanie zwieńczony beatyfikacją Prymasa Tysiąclecia sięgnęli do kilku myśli, w których pokazywał on, jak praktycznie można i trzeba łączyć wiarę z życiem narodu, zwłaszcza z jego wolnością i z jego kulturą, a w ten sposób budować prawdziwą ojczyznę, miejsce wzrostu duchowego, pobożnego, humanistycznego, mądrego i odważnego.

  1. Zwycięstwo wiary

„Ciągle Was pouczam, że ten zwycięża – choćby był powalony – kto miłuje, a nie ten, który z nienawiści depce. Ten ostatni przegrał. Kto nienawidzi – przegrał! Kto mobilizuje nienawiść – przegrał! Kto walczy z Bogiem Miłości – przegrał! A zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany – ten, kto miłuje, przebacza, kto jak Chrystus oddaje swoje serce, a nawet życie za nieprzyjaciół swoich. Ze swojego doświadczenia dwudziestu wieków Kościół wydobył potężną naukę o godności człowieka, której trzeba bronić przez miłość, jaką winniśmy mieć ku każdemu człowiekowi” (Warszawa, 24 czerwca 1966 r.).

Zastanawiamy się, skąd brała się siła osobowości i nauczania kardynała Wyszyńskiego, a tym samym jego szerokiego i bardzo bezpośredniego oddziaływania. Był on człowiekiem, który z głębokim przekonaniem patrzył na życie osobiste i narodowe w perspektywie zwycięstwa, które jest zagwarantowane wierze chrześcijańskiej. Nasza wiara zwycięża świat i ostatecznie zwycięży w Bogu, ponieważ zakorzenia się w niepodważalnym zwycięstwie Jezusa Chrystusa. Jest to zwycięstwo miłości skonkretyzowanej w działaniu opartym na bardzo określonych przejawach, zwłaszcza na przebaczeniu, poświęceniu, nienaruszaniu godności drugiego, konsekwentnym opowiadaniu się po stronie prawdy. Chrześcijanin wie, że odejście od tego wszystkiego jest po prostu życiową porażką i pogrążeniem się w pustce. Jakże mocno zabrzmiało nam w uszach odczytanie w czasie pogrzebu kardynała Wyszyńskiego jego testamentu, w którym kluczowe słowo brzmiało: „przebaczam”. To nie było tylko asekuracyjne w obliczu śmierci stwierdzenie, bo wszyscy wiedzieli, jak bardzo wielu, otwarcie zadeklarowanych wrogów go otaczało i usiłowało skompromitować. W tym przebaczam wyraziło się ostateczne zwycięstwo osobistej wiary kardynała Wyszyńskiego.

Może w naszych czasach, w których jest tak wiele pesymizmu, rozbrzmiewa tak wiele głosów „proroków niepowodzenia”, usiłuje się zakwestionować nadzieję, warto przemyśleć to zwycięskie orędzie, które –zakorzeniając się w Jezusie Chrystusie – wielokrotnie i z niewątpliwym naciskiem powracało w wypowiedziach kardynała Wyszyńskiego.

Do zwycięstwa jest powołany chrześcijanin, Kościół, naród – do zwycięstwa jest powołana ojczyzna. Będzie ono możliwe, jeśli postawimy na realną i konkretną, rodzącą się w sercu, miłość. Nie chodzi o jakąś deklaratywną „politykę miłości”, ale o wznoszenie się do Boga na skrzydłach prawdy i dobra, które nie poddaje się nawet wtedy, gdy prawda i dobro są obrzucane błotem, gdy są poniżane, gd są zdeptane, gdy zostają niemal osta

  1. Lepszy człowiek

„Świat oczekuje innych, lepszych ludzi, lepszych od nas i lepszych od tych, którzy sami uważają się za lepszych od nas i nieustannie zapowiadają jakichś nowych, lepszych ludzi! O, doprawdy! Jak całe stworzenie oczekuje  innych ludzi! Jak oczekuje nie tyle zmiany ustroju, ile odmiany ludzi, aby ludzie byli inni, aby mieli oblicza Boże, twarze ludzkie, aby byli podobni do ludzi Bożych, oby odbiło się na nich światło oblicza Bożego. Tego oczekuje całe stworzenie. Oczekuje… na człowieka! Oczekuje, aby owoce Odkupienia rozciągnęły się i na człowieka – na jego ciało i ducha – i na całą przyrodę” (Warszawa, 26 czerwca 1966 r.).

Komuniści, odkąd doszli do władzy w Polsce, stale proponowali wizję nowego człowieka, nowego społeczeństwa, nowego ustroju, nowych wartości. Podobnie czynią wszystkie ideologie, także te dzisiejsze, których jest więcej niż na ogół myślimy, twierdząc, że odrzucenie tego, co stare wystarczy, aby człowiek był szczęśliwy i lepszy. Wiara chrześcijańska głosi tymczasem niezmiennie, że kluczową sprawą jest ulepszenie wewnętrzne człowieka, które jest możliwe tylko dzięki łasce Bożej. Tylko życie Boże przyjęte przez człowieka jest warunkiem osiągnięcia prawdziwej nowości ludzkiej i kulturowej. Na nic zdadzą się zmiany wychowania, prawa, ustroju, jeśli człowiek będzie po staremu pogrążony w grzechu.

Ta elementarna prawda stoi u podstaw nauczania kardynała Stefana Wyszyńskiego, w tym także jego, otwartej lub pośredniej, polemiki z polskim komunizmem i z jego ideologią. Chodziło w niej o samą podstawę rozumienia człowieka. Prymas doskonale zdawał sobie sprawę, że u podstaw ideologii komunistycznej tkwi „błąd antropologiczny”, jak powie później papież Jana Paweł II. Jeśli nie pojmuje się adekwatnie człowieka i nie opiera się potem na jego autentycznym rozumieniu w podejmowanych decyzjach, na nic zdadzą się dążenia do zmiany czy reformy ustroju politycznego, jeśli nie zmienia się na lepsze sam człowiek, i to w samej głębi swojego jestestwa, czyli w swoim sercu, jak potocznie mówimy, to znaczy nie dąży do świętości w oparciu o owoce Chrystusowego odkupienia. Tylko Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek, może nadać człowiekowi prawdziwie ludzkie rysy, które będą zarazem rysami Bożymi. Jeśli w tych rysach odbijać się będzie sam Bóg, wtedy cały człowiek, ciało i dusza, całe jego środowisko i jego relacje, cały kosmos będą lepsze, wszystko będzie przychylniejsze dla człowieka, wszystko będzie mu służyło odpowiednio do jego potrzeb i jego dążeń, wszystko będzie posłuży utrwaleniu sens jego życia i osiągnięciu ostatecznego celu, do którego dąży.

Niestety, niewiele się uczymy, ciągle powraca mit nowego człowieka, a nie realistyczny program kształtowania lepszego człowieka, lepszego – bo cnotliwego, lepszego – bo żyjącego we wspólnocie z Bogiem, lepszego – bo przyjmującego Chrystusowe odkupienie, lepszego – bo świętego. Odbijać Boga w swoim lepszym życiu, w jego przejawach osobistych i w jego relacjach społecznych – to ciągle aktualny program, który znajdujemy w nauczaniu kardynała Wyszyńskiego. Na nic się zda sięganie do nowej psychologii, tworzenie nowych mitów, zmiana ustroju, nowe prawo, nowe wybory i nowa władza, bo przecież wszystko zaczyna się w sercu człowieka, a dopełnia się w łasce Bożej.

  1. Nieśmiertelność narodu

„Psychologowie współcześni zastanawiają się nad tajemnicą młodości Narodu. Przytaczają przykłady narodów dostatnich, materialnie zasobnych i bogatych, a jednak mających w sobie bakcyl śmiertelnej choroby, narodów wymierających na bogactwach, które nagromadzili. Stąd odpowiedź, że naród, który pragnie żyć, powinien mieć swoje szczytne ideały, zda się – nie do zrealizowania. Muszą one przerastać człowieka o całą głowę, muszą podrywać go w górę, w myśl wołania Kościoła: «Sursum corda!» – «Świętymi bądźcie, jako i Ja Święty jestem» – «Święci niech się jeszcze uświęcają» (Sandomierz, 3 lipca 1966 r.).

Jak dobrze wiemy, jednym z kluczowych elementów nauczania kardynała Stefana Wyszyńskiego było nauczanie na temat narodu, który usiłowano zlikwidować, proponując w jego miejsce głównie partię komunistyczną jako jedyny właściwy podmiot duchowy i historyczny. Jak rzadko który myśliciel, kardynał Wyszyński podkreślał konsekwentnie i w sposób poważnie uzasadniony, że naród jest w pełni rzeczywistością podmiotową, że jest podmiotem historycznym, że niemal jest osobą w dziejach. Nie pozwolić na dokonanie rozmycia narodu w jakiejś korporacji partyjnej czy masie ludowej – to była jedna z jego pierwszych trosk, którą wyraził zwłaszcza w czasie obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski, nieustannie nauczając o tym, że to Naród jako osoba korporatywna – jako „rodzina rodzin” – tworzył dzieje i w tych dziejach się wyrażał jako podmiot. Wielowiekowe doświadczenie historyczne, do którego odwoływał się kardynał Wyszyński, pokazywało, że ta podmiotowość Narodu polskiego wyrażała się zwłaszcza wtedy, gdy naród kierował się wspólnym celem opartym na wzniosłym ideale. Tym ideałem, zależnie od potrzeb i okoliczności historycznych, była obrona wolności, prymat cnoty w wychowaniu i w polityce, jedność wewnętrzna, solidarność z narodami skazywanymi na eksterminację, walka z najeźdźcami.

Te wszystkie cele opierały się na ideałach chrześcijańskich, które, owszem, przerastają człowieka, ale tylko one gwarantują trwanie narodu i pamięć o jego osiągnięciach. Narodu nie tworzy banalny pragmatyzm, nagromadzone bogactwo, zadowolenie się tym, co zostało osiągnięte. Naród musi mieć wpisane w swoje przyszłościowe i wolnościowe dążenia dziejowe ideały, które go przerastają, wykraczając poza to, co zostało już osiągnięte. Te ideały rodzą się przede wszystkim z przyjęcia perspektywy świętości, która będzie organizować życie wspólne, społeczne, polityczne, kulturowe. Nie da się zbudować narodu wokół idei, które ciągną w dół, które lekceważą cnotę, które zadowalają się przeżyciem kolejnego dnia bez większych problemów, stawiając jedynie na jakieś przetrwanie.

W nauczaniu kardynała Wyszyńskiego znajdujemy szeroko obecną pedagogię narodową, która oczywiście ma głęboki sens zwłaszcza dlatego, że jest oparta na zasadzie przekraczania siebie, na tej zaczerpniętej z Apokalipsy świętego Jana zasadzie niezadowalania się nawet świętością: „Święci niech się jeszcze uświęcają” (por. Ap 22,11). Myślę, że w dzisiejszym klimacie łatwego zadowolenia z siebie, zatrzymaniu się na samoakceptacji, na spełnianiu się w sobie, na realizowaniu jakichś marnych marzeń, jako ogólnie przyjmowanym ideale duchowym, nauczanie kardynała Wyszyńskiego nie tylko stanowi jakąś alternatywę dla tych propozycji, ale po prostu wzywa do ich zdecydowanego porzucenia na rzecz zdeterminowanego wewnętrznie przekraczania siebie, najpierw w sobie, a potem także w narodzie.

  1. Kultura katolicka

„Zasługą Kościoła jest też niewątpliwie to, że Polska, dzięki powiązaniu przez Kościół z Zachodem chrześcijańskim, została Narodem europejskim i jest nim do dziś dnia. Bez względu na zmieniające się czasy, na rozszerzające się kontakty międzykontynentalne i na coraz żywsze uświadomienie sobie wspólnoty rodziny ponadnarodowej Polska pozostanie Narodem europejskim, ukształtowanym w ramach kultury zachodniołacińskiej, z uwagi na swe kulturowe powiązania z elementami kultury łacińsko-rzymskiej, do której przez Chrzest została wprowadzona” (Lublin, 23 sierpnia 1966 r.).

Stało się już niemal standardem, że wielu ludzi, którzy dzisiaj pouczają nas, co to znaczy być Europejczykiem, i banalnie stawiają się na pozycji najwyższego przykładu w tym względzie, nie ma bladego pojęcia o tym, co mówi, opierając się na swoich fantazjach i urojeniach a nie na faktach. Kardynał Wyszyński, może w tym momencie warto to zauważyć, bez większych trudności łączył w swoim nauczaniu sprawy ojczyzny z silnym przekonaniem o polskiej europejskości, której nie musiał na siłę udowadniać ani jej szukać, odwołując się do jakichś wyszukanych narzędzi, bo on miał to wszystko syntetycznie zapisane w swojej świadomości i w swoich doświadczeniach. Widział on bardzo jasno, że zarówno Europa, jak i Polska wyrosły z tej samej wiary katolickiej i jej uniwersalnego ducha, nastawionego na darmowe – podkreślmy ten fakt – dzielenie się wielkimi wartościami i wielkimi osiągnięciami. Z tego dzielenia się wyrastał duch europejski i jego kultura, która umiała, stosownie do okoliczności i pojawiających się wyzwań, twórczo dostosowywać się do okoliczności życia poszczególnych narodów. Wiara katolicka jest niezwykle elastyczna duchowo i kulturowo; w niej każdy zachowuje to, kim jest, przy równoczesnym ubogacaniu się tym, co powszechne. Jest to doświadczenie, które wyrasta, owszem, z ducha rzymskiego, ale jeszcze bardziej zakorzenia się w nauczaniu świętego Pawła Apostoła, który z głębokim przekonaniem podpowiada, aby – bez względu na to, skąd pochodzi – zachowywać wszystko, co dobre, pożyteczne, co jest cnotą lub czynem chwalebnym. Kościół jest gotowy uczyć się od wszystkich i przyjąć to wszystko, co odznacza się przymiotem prawdy, dobra i piękna, bo tym samym ma genezę w samym Bogu, będącego pierwszym źródłem wszystkiego, co pozytywne.

Europejskość kardynała Wyszyńskiego miała wszystkie te cechy, których brakuje dzisiejszym orędownikom europejskości. Była to europejskość ze wszech miar uniwersalna, ale szanująca to, co własne każdego, dlatego był uważnie słuchany wszędzie, gdziekolwiek się pojawiał. Nie musiał mówić tego, co inni chcieli słyszeć, jak robią dzisiaj ludzie szukający łatwego poklasku. Może warto, aby na to zwrócili uwagę wszyscy dzisiejszy zwolennicy i propagatorzy różnorodności, którzy ją akceptują do tego momentu, gdy inni myślą tak samo jak oni. Może warto, aby na to zwrócili uwagę także zwolennicy równości, którzy ją akceptują do tego momentu, gdy widzą innych ślepo podporządkowanych sobie, a gdy oni nie chcą się zgodzić na taki absurd, to słyszą pod swoim adresem groźbę, zrównującej w sposób ostateczny, gilotyny. Kardynał Wyszyński był wolnym i dojrzałym Europejczykiem, bo umiał po katolicku – na gruncie chrztu – akceptować różnorodność, trzymając się ewangelicznej zasady równej godności każdego człowieka.

  1. Maryjny pasterz

„W Magnificat Maryja dała nam […] wspaniały program uwielbienia Boga, a zarazem program ładu Bożego – moralnego i społecznego na ziemi. Ujawniła zadanie, które wypełni Jej Syn, gdy dokona nie tylko objawienia Ojca, ale i wyrównania społecznego, zaprowadzając ład Boży, chrześcijański, oparty na sprawiedliwości i miłości wszystkich dzieci Bożych” (Warszawa, 29 sierpnia 1966 r.).

Wiele już powiedziano o maryjności kardynała Wyszyńskiego. Jedni podchodzą do tego z podziwem, z czym się utożsamiam, inni czynią mu z tego powodu liczne zarzuty. Takie reakcje i postawy towarzyszyły mu właściwie przez cały czas pełnienia posługi pasterskiej. Szczególne ataki z powodu „tradycyjnej” pobożności prymasa, zwłaszcza z powodu jego maryjności, padały w czasie II Soboru Watykańskiego, agresywne donosy pisane na ten temat przez tak zwanych „otwartych katolików” z „otwartego Kościoła” dochodziły do Rzymu, hałaśliwie rozchodziły się szeroko po świecie. Budziło to wszystko zdumienie w wielu miejscach, gdzie pojawiał się kardynał Wyszyński ze swoją spokojną i ufną pobożnością, owszem – maryjną, ale otwartą soborowo, kulturowo, misyjnie, dialogicznie. Warto o tym pamiętać, gdy dzisiaj widzimy Polaków biegających z donosami na Polskę do Brukseli i na Kościół w Polsce do Rzymu. „Nic nowego pod słońcem”, jak mówił starotestamentowy mędrzec Kohelet. Kardynał Wyszyński już się z tym zmierzył. Chyba każdy uczciwy Polak-katolik musi przez to przejść.

Przytoczona na początku tej refleksji krótka wypowiedź kardynała Wyszyńskiego stanowi syntetyczne uzasadnienie jego głęboko przemyślanej i doświadczonej wewnętrznie maryjności oraz jasne i wzmocnione potwierdzenie jej pilnej potrzeby w życiu chrześcijańskim. Głosi ona jasno i zdecydowanie prymat uwielbienia Boga. Kantyk Magnificat, który jest autoproklamacją świadomości religijnej Maryi, potwierdza, że wszystko w Jej życiu zasadza się na uwielbieniu Boga, będącego najwyższym wyrazem uznania Jego pierwszeństwa w sobie i w świecie. Maryja nie tylko głosi prymat Boga, ale jest w najwyższym stopniu jego wcielonym i przejrzystym znakiem oraz osobowym wezwaniem do jego przyjęcia i przeżywania.

Na tym prymacie Boga można potem budować życie osobiste i społeczne, nadając mu uniwersalną jakość i nośność. Na przyznaniu pierwszeństwa Bogu opiera się wolność, sprawiedliwość, miłość, równość, praworządność, dobrobyt, a więc wszystkie aspiracje, które są wypisane w głębi ludzkiego ducha. Mógł kardynał Wyszyński być orędownikiem tych aspiracji, a także głosić je w imieniu wszystkich, ponieważ maryjnie głosił prymat Boga i służył Jego uwielbieniu. Można powiedzieć, że w jakiś sposób przedłużył on maryjny Magnificat w swoim życiu i w swojej posłudze. Idąc za jego przykładem nie poddajmy się więc naciskom jakiejś pseudo-nowoczesności religijnej, ale trwajmy przez Maryję i wraz Nią przy Bogu. To jest pierwsza szkoła ducha katolickiego i polskiego, rodząca wielkich ludzi Kościoła i ojczyzny.

Mówił więc kardynał Wyszyński w oparciu o osobiste doświadczenie: „Chociaż może wypadnie ucierpieć wiele upokorzeń, to jednak składamy to wszystko, przez Matkę Najświętszą, ku większej chwale Trójcy Świętej, jako nasz udział w cierpieniach Kościoła powszechnego” (Warszawa, 24 sierpnia 1966 r.). Warto pamiętać o tym wskazaniu.

Furca.org