„Gdyby jakiś cudzoziemiec odwiedził całkiem nieznane sobie miasto i zobaczył, że
jego mieszkańcy, uśmiechnięci i w świetnym humorze, wymieniają się podarunkami i
składają sobie nawzajem życzenia, a na ulicach panuje radosna atmosfera, ale nie umiałby
znaleźć powodu tej ogólnej wesołości, mógłby się zastanawiać, czy przypadkiem nie trafił
między wariatów. Raz do roku, w okresie Bożego Narodzenia, wszyscy stajemy się pogodni,
wielkoduszni i życzliwi” (abp F.J. Sheen, Warto żyć, Kraków 2017, s. 348).
Te słowa abpa Fultona Sheena skłaniają nas do refleksji, czy jedynie w te grudniowe
dni przez spotkanie z Chrystusem w betlejemskiej grocie w czasie świąt stajemy się pogodni,
wielkoduszni czy życzliwi, czy być może ten stan duchowego uniesienia może trwać dłużej.
Każda Eucharystia uświadamia nam, że Bóg jest z nami (Emmanuel). Ta obecność może
uczynić nasze serca pełnymi radości. Eucharystia jest bowiem uobecnieniem misterium
wcielenia, w którym sam Bóg zstępuje na ziemię. Radość z przyjścia na świat Mesjasza nie
powinna być tylko chwilowym uniesieniem, lecz może być czymś nieustannym, bowiem na
co dzień spotykamy Chrystusa obecnego w Eucharystii. Możemy patrzeć na Boga, dotykać
Boga, a nawet Go spożywać (KKK 1374).
Chociaż upłynęło już ponad dwadzieścia wieków od narodzenia Chrystusa, to jednak
On ponownie rodzi się i jest wciąż obecny w Kościele. Przychodzi do nas, aby być z nami
rzeczywiście obecny w Eucharystii, na każdym ołtarzu świata dokonuje się to wciąż na nowo,
z nową mocą i siłą. W prostym znaku chleba i wina, w kapłańskich rękach, Chrystus jest
prawdziwie i realnie obecny. Boże Narodzenie jest wydarzeniem, które dokonuje się
nieustannie. Przypomina o tym papież Franciszek: „Pan wie, że każdego dnia musimy się
karmić. Dlatego dał się nam każdego dnia swego życia, od żłóbka w Betlejem do wieczernika
w Jerozolimie. I także dzisiaj czyni siebie na ołtarzu chlebem łamanym dla nas: puka do
naszych drzwi, aby przyjść i z nami spożyć wieczerzę (por. Ap 3,20). Na Boże Narodzenie
otrzymujemy na ziemi Jezusa, Chleb z nieba: jest to pokarm, który nigdy się nie przedawnia,
ale pozwala nam już teraz zasmakować życia wiecznego” (Papież Franciszek, Homilia Wigilii
Narodzenia Pańskiego, 24.12.2018).
Aleksandra Maria da Costa urodziła się 30 marca 1904 roku w Portugalii. Była zwyczajną dziewczyną, zawsze uśmiechniętą, pracowitą, energiczną, chociaż nie cieszyła się
najlepszym zdrowiem. Jej życie zmieniło się radykalnie po tym, jak uciekając przed pijanym
napastnikiem wyskoczyła z okna i upadła na plecy. Po tym wydarzeniu przestała chodzić. Nie
traciła jednak wiary, modliła się gorąco do Boga i ufała Mu. Pewnego dnia usłyszała w sercu
głos Chrystusa: „Dotrzymuj Mi towarzystwa w Najświętszym Sakramencie. Pozostaję
w tabernakulum w dzień i w nocy, czekając, by obdarzyć miłością i łaską wszystkich tych,
którzy Mnie odwiedzą”. Od tamtej pory Aleksandra przez 13 lat nic nie jadła ani nie piła,
przyjmowała natomiast codziennie Komunię Świętą i dzięki niej żyła. Nikt nie potrafił
wyjaśnić, jak to jest możliwe, żeby żyć nie przyjmując żadnych pokarmów ani napojów. Po
wieloletnich badaniach uznano, że jest to cud. Chrystus sam wyjaśnił Aleksandrze, dlaczego
żyje tylko dzięki Komunii Świętej: „Żyjesz jedynie Eucharystią, ponieważ chcę przez to
ukazać światu moc Eucharystii i moc mojego życia w duszach”. Aleksandra zmarła 13
października 1955 roku, zostawiając testament, w którym napisała przesłanie do wszystkich
ludzi: „Nie utracić Jezusa na wieczność. On jest taki dobry!”. Została beatyfikowana w dniu
25 kwietnia 2004 roku przez św. Jana Pawła II (por. M. Radomska, Miłość, która nie zna
miary, „Miłujcie się!”, 4/2013). Jest to jeden z tak wielu przykładów, świadczących o
obecności Jezusa. To dowód, że niepojęty, nieogarniony Bóg, który zamyka wszechświat w
dłoni, przychodzi w konsekrowanej hostii, w tym kawałku chleba, do człowieka, którą
człowiek zamyka w swojej dłoni, i staje się pokarmem.
Każdy może odnaleźć drogę do Betlejem, do „domu chleba”, do Eucharystii. Można
czasami usłyszeć zarzut, że zraża sposób odprawiania Mszy Świętej; że nudna, pośpiesznie
„odklepana”. Myślę, że warto wtedy spojrzeć na stajenkę w grocie betlejemskiej. Z zewnątrz
licha, odrapana i uboga. Skarb jest w środku. Trzeba przebić się przez otoczkę. „Pokonać”
zmęczenie księdza albo nas samych i odkryć przychodzącego i obecnego Jezusa. Pamiętajmy,
że Słowo Boże mówi także o takich, którzy nie przybyli do betlejemskiej stajenki, o śpiącej
Jerozolimie, o zmęczonych lub zajętych swoimi sprawami mieszkańcach Betlejem. Nie
podjęli trudu uczestnictwa, ale poprzestali na tym, co tylko zewnętrzne. Św. Jan Paweł II
powiedział: „Tajemnica nocy betlejemskiej trwa bez przerwy. Wypełnia ona dzieje świata i
zatrzymuje się na progu każdego ludzkiego serca. […] Pochyleni raz jeszcze nad betlejemską
tajemnicą możemy tylko myśleć z bólem, jak wiele stracili owi mieszkańcy miasta
Dawidowego przez to, że nie otwarli drzwi. Jak wiele traci każdy człowiek, który nie pozwoli
Chrystusowi narodzić się pod dachem swego serca” (Orędzie bożonarodzeniowe „Urbi et
orbi”, 1981).
Wielu jest i dzisiaj takich ludzi, którzy nie przychodzą do „domu chleba”, na ucztę
eucharystyczną, lub przychodzą tylko okazjonalnie. Stając w dzień Bożego Narodzenia przy
żłóbku, gdzie złożone jest Dzieciątko Jezus, i stając przed ołtarzem, gdzie codziennie rodzi
się realnie i rzeczywiście Jezus Eucharystyczny, postanówmy, że Jego oczekiwanie na nas
nigdy nie będzie bezowocne.
Opracował: ks. Jarosław Gomułka