Wywiad z Księdzem Biskupem Ryszardem Karpiński do Niedzieli Lubelskiej – nr 44(1321) z 3 listopada 2019 s I i V – wysłuchała Anna Martyniak

Kiedy pierwszy raz spotkał się Ksiądz Biskup z kard. Wyszyńskim?

Gdy przyjechałem do Liceum Biskupiego w Lublinie we wrześniu 1949 r. ks Prymas był już w Warszawie. Byłem na pierwszym roku studiów w seminarium, gdy został aresztowany, pamiętam, jak ojciec duchowny prosił nas o modlitwy i zacytował słowa z Zachariasza „uderz pasterza, a rozproszą się owce” (Za 13,7). Do Lublina przyjechał Ksiądz Prymas na uroczystą inaugurację na KUL 11 listopada 1956 r. Głosił homilię w czasie Mszy św. w Kościele Akademickim  i przemawiał w Auli. Wtedy widziałem go po raz pierwszy.

Drugi raz spotkałem go na Jasnej Górze, kiedy już jako diakon towarzyszyłem w roli kapelana ks bp. H. Strąkowskiemu 26 sierpnia 1958 r. Miałem okazję być dość blisko Księdza Prymasa, i obserwować go jak głosił kazanie podczas sumy, wyjął kartkę z brewiarza, na której miał zapisane punkty do homilii. Podobało mi się jak mówił pięknym polskim językiem, nie powtarzał się, nawiązywał do tekstów biblijnych i do naszej sytuacji. Mówił o wierności łasce uświęcającej – temat drugiego roku Wielkiej Nowenny.

Bliżej później poznałem Księdza Prymasa, kiedy otrzymałem stypendium na kontynuowanie studiów biblijnych w Rzymie. Miałem przydzielone zamieszkanie w Instytucie Polskim przy ulicy Pietro Cavallini, gdzie zatrzymywał się Ksiądz Prymas, kiedy przyjeżdżał do Rzymu. Początkowo zatrzymywał się tam także ksiądz arcybiskup, później kardynał Wojtyła.

Jak wyglądały te rzymskie spotkania?

Był bardzo zajęty i miał mało czasu dla nas. Do Mszy św. służyli mu księża z Gniezna lub z Warszawy. Często uczestniczyła jakaś grupa Polonusów. Podziwiałem jak się przygotowywał i z jakim namaszczeniem ją sprawował. Widziałem też jak klękał wieczorem do konfesjonału, aby skorzystać z sakramentu pokuty u ks. inf. Franciszka Mączyńskiego, rektora naszego domu, byłego więźnia obozu koncentracyjnego. Podczas Soboru tylko kolacje mieliśmy razem. Często ks. Prymas zapraszał na nie Ojców Soboru lub innych gości. Czasem zapraszał nas do zakrystii, aby udzielić nam pouczenia czy zwrócić na coś uwagę. Zapamiętałem dwa takie spotkania. Jedno dotyczyło noszenia sutanny jako stroju duchownego, abyśmy „nie przebierali się za kelnerów”. Drugie dotyczyło przedmiotów podawanych jemu czy innym biskupom do przewiezienia do Polski. Mówił, że chętnie zabieramy obrazki czy inne przedmioty liturgiczne, książki a nawet materiały na sutannę, habit czy welon, ale żywności to jeszcze nam w Polsce nie brakuje.

Ksiądz Prymas przyjeżdżał zawsze z kapelanem. Czasem z dwoma, jeden był do pomocy w liturgii i do załatwiania różnych spraw, drugi był sekretarzem. Mówił, że przynajmniej stąd może odpisywać na listy, nie musi bać się tego, że będą te pisma kontrolowane. Przyjeżdżała też z Paryża pani Maria Winowska, Polka, znająca doskonale język francuski, która pisała wiele rzeczy także o Kościele polskim po francusku. Przypuszczam, że dużo pomagała Księdzu Prymasowi w jego kontaktach zagranicznych.

Przyjazd natomiast Księdza Prymasa do Rzymu, to było wydarzenie! Zwykle pociąg z Wiednia z ks. Prymasem wjeżdżał na pierwszy peron. Witał Księdza Prymasa przedstawiciel rządu włoskiego w randze ministra. Był też ktoś z Watykanu, nieliczna wtedy Polonia włoska, głównie z rodzin żołnierzy polskich z Armii Andersa, którzy tam pozostali. Czasem jako studenci witaliśmy go albo żegnaliśmy. Odjazd odbywał się już normalnie z peronu, z którego zwykle pociąg odjeżdżał do Wiednia. Wolał pociąg, miał przedział zarezerwowany i mógł spokojnie pracować czy odpoczywać. Drugi przedział był zarezerwowany na bagaż. W ostatnich latach życia przylatywał samolotem.

Wiem też, że jeden z księży studentów gnieźnieńskich, Jerzy Dąbrowski, późniejszy biskup, był proszony, żeby do domów międzynarodowych, tam, gdzie księża biskupi – ojcowie soboru z różnych krajów się zatrzymywali, zawieźć korespondencję od Księdza Prymasa. Był to obraz Matki Bożej Częstochowskiej i hostia z wizerunkiem Madonny Jasnogórskiej. Na różny sposób Ksiądz Prymas chciał, aby jej kult był znany i rozpowszechniany także wśród innych narodów.

Po soborze zapraszano do Polski szefów różnych dykasterii rzymskich i innych hierarchów, aby poznali życie Kościoła w Polsce pod pręgierzem komuny, że jednak tu Kościół żyje, pracuje i nie jest „Kościołem milczenia”, jak nas powszechnie nazywano. Wiem, że nie lubił tego wyrażenia „Kościół milczenia”. Tam oni na Zachodzie są nieraz bardziej „Kościołem milczenia” niż my, bo może nieraz więcej milczą, a powinni korzystać z prawa do wolności religijnej i podnosić głos – mówił. Do wielu spraw się jakoś przyzwyczaili, podczas gdy my upominamy się o prawa Kościoła. W ten sposób ja też towarzyszyłem jako tłumacz abp. E. Clarizio w 1973 r. i kard. S. Baggio w 1975 r. Wiem też, że nie chętnie Ksiądz Prymas udzielał wywiadów do prasy zagranicznej, bo mówił: jeśli mam coś do zarzucenia, to wolę to powiedzieć u siebie w kraju, a nie wynosić tego zagranicę.

Jakie jeszcze słowa i świadectwo pozostały z tamtych spotkań?  

Ksiądz Prymas pozostawiał naszemu księdzu rektorowi dużo stypendiów mszalnych, jako pomoc dla nas i ewentualnie na zakup np. książek dla kolegów w Polsce. Kiedyś ks. Prymas przywiózł do Rzymu swojego długoletniego kierowcę, p. Stanisława Maciejaka. Ponieważ w tym czasie miałem „pod opieką” sześć sióstr polskich z międzynarodowego zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame i mogłem korzystać z ich rzymskiego mikrobusu proszono mnie aby zabrać na jakąś poza rzymską wycieczkę p. Stanisława. Byłem mile zaskoczony, gdy ks. Prymas podziękował mi osobiście za ten gest.

Gdy dowiedziałem się o śmierci ks. Prymasa, prosiłem przełożonych w pracy – w Papieskiej Komisji ds. Duszpasterstwa Migrantów i Podróżujących, aby pozwolili mi wziąć udział w pogrzebie, aby i w ten sposób wyrazić mu wdzięczność za możliwość studiów w Rzymie i pracy dla Stolicy Apostolskiej. Zgodę uzyskałem bez trudności, m.in. dlatego że ks. Prymas po nagłej śmierci abp. J. Gawliny był także Opiekunem Polskiej Emigracji.

 

 

Furca.org