Humanae vitae: 50 lat później, Prorocza encyklika

Augusto Sarmiento
Wydział Teologii, Universidad de Navarra (Hiszpania)

Lata, które minęły od momentu publikacji Encykliki i uznania jej za proroczą stały się niezwykłą okazją, by udowodnić z jednej strony bogactwo prawdy, którą ta encyklika głosi oraz to, jak nieskończenie aktualna jest jej treść.  Zwrócił na to uwagę  już Jan Paweł II, gdy przemawiał do przedstawicieli Konferencji Episkopalnych w XX rocznicę publikacji Humanae Vitae: “w kolejnych latach od publikacji Encykliki –mówił Jan Paweł II–, pomimo utrzymujących się nieuzasadnionych krytyk i karygodnych przemilczeń udało się jasno udowodnić, że dokument Pawła VI był zawsze nie tylko niezwykle aktualny lecz również wartościowy w znaczeniu proroczym”.

Ostatnie 50 lat jasno pokazują, że odrzucenie Encykliki prowadzi nie tylko do banalizacji seksualności, lecz również do zatracenia prawdy o miłości ludzkiej i o życiu ludzkim samym w sobie. W konsekwencji prowadzi to do przewartościowania życia tak, że traci ono wartość samą w sobie a ocenia się  jego „jakość”, która w wielu przypadkach utożsamiana jest z jego użytecznością. Prowadzi to do negacji osoby –w etyce osoby bez osoby—, do dominacji słabych przez osoby o większej władzy, itd.

Tytuł zleconego mi tematu–Humanae vitae: prorocza encyklika”— wskazuje już perspektywę z której przedstawię moje rozważania o encyklice, które, za Państwa pozwoleniem, podzielę na trzy części. W pierwszej – zatytułowanej jako „Prorocza Encyklika”– wyjaśnię pokrótce i w sposób bardzo ogólny jej proroczy charakter lub wizję przyszłości. Myśl ta kontynuowana jest w drugiej części –Stara i nowa norma— przy poszukiwaniu odpowiedzi, którą daje Encyklika na postawione wówczas pytanie,  dotyczące moralności regulacji przyrostu naturalnego oddzielenia od aktu małżeńskiego znaczenia jedności i prokreacji za pomocą hormonalnych środków antykoncepcyjnych. W końcu, w trzeciej części –Globalna wizja człowieka i jego powołania— zostaną przedstawione pewne przemyślenia dotyczące pewnych wskazówek niezbędnych dla właściwej lektury i odbioru Encykliki, co w wystarczający sposób udowodniły już minione 50 lat od daty jej opublikowania. Chodzi mi tutaj o potrzebę przyjęcia  odpowiedniej wizji antropologicznej.

Pierwsza część: Profetyczna encyklika

I Dlaczego “Humanae vitae” powstało?

Nie jest ryzykownym stwierdzenie, że jednym z czynników, które przyczyniły się do publikacji Humanae vitae, jeśli chodzi o seksualność, jest rozpowszechnienie się mentalności popierającej antykoncepcję, która nadal ma tendencję wzrostową. To poparcie dla antykoncepcji ma niszczące skutki dla prawdy miłości i dla godności życia człowieka. Kultura permisywna i relatywistyczna otwarcie wspierała i promowała ten rodzaj mentalności.

Równie znacząca była pozycja kręgów katolickich (szczególnie teologicznych), które wspierały „rewizję” nauki Kościoła dotyczącej regulacji poczęć. Miało to miejsce m. in., z powodu presji wynikającej z kontekstu społecznego i ekonomicznego gdy podejmowano –często opierając się na podziale w kategorie i na wyliczeniach ekonomicznych—tematy związane z płodnością i współczynnikiem urodzeń.

1. Permisywizm seksualny i mentalność przeciwna poczęciom

Należy wziąć pod uwagę, że w tamtym okresie, w 1968r., wybuchła tzw. “rewolucja seksualna”, która nie tylko domagała się prawa człowieka do przyjemności seksualnej, ale również prawa, by każdy indywidualnie mógł ocenić co jest dla niego moralne lub nie, nawet jeśli było to przeciwko obiektywnym regułom życia społecznego.

a) Denaturalizacja lub niszczenie prawdy o miłości człowieczej

Rozpowszechnienie takiej mentalności –jak od razu można zauważyć—prowadzić mogło jedynie do nieumiarkowanej egzaltacji subiektywnej autonomii człowieka i jego wolności, a co za tym idzie w dłuższej perspektywie do zaniknięcia świadomej osobowości. Oczywistym jest bowiem, że człowiek uwolniony od swoich instynktów i oderwany od transcendencji staje się łatwy do manipulowania. «W chwili, gdy uznaje się za prawowite oddzielenie seksualności od celów prokreacji problematycznym staje się uzasadnienie, że korzystanie z seksualności jest wskazane jedynie w małżeństwie, co z kolei otwiera drogę do możliwości prawowitego oddzielania korzystania z seksualności od małżeństwa. Kolejnym krokiem będzie oddzielenie aktu seksualnego od miłości i, ostatecznie, oddzielenie go od konieczności, obecnie już nie do utrzymania, tworzenia związków między osobami różnych płci. A wtedy słusznym i logicznym okazuje się stwierdzenie, że jakikolwiek rodzaj aktywności seksualnej nie ma nic wspólnego z moralnością. Teza ta ma swoje potwierdzenie w rozwiązłości seksualnej rozpowszechnionej wszędzie a także  w nowych chorobach przekazanych drogą płciową».

Pięćdziesiąt lat po publikacji Encykliki nikt nie uważa już za przesadne to co wówczas mówił Paweł VI: «Bierzcie pod uwagę, przede wszystkim, łatwą i szeroką drogę, która wówczas się otworzy dla niewierności małżeńskiej i dla ogólnej degradacji moralności. (…) Można by też się obawiać, że mężczyzna, przyzwyczajając się do korzystania z praktyk antykoncepcyjnych utraciłby szacunek dla kobiety i nie przejmując się już jej równowagą fizyczną i fizjologiczną uważałby ją jako zwyczajny instrument egoistycznej przyjemności a nie jako kochaną i szanowaną towarzyszkę».

b) Niszczenie życia ludzkiego

Czas pokazał pokazał w jasny sposób, że antykoncepcja prowadzi nie tylko do wyniszczenia miłości ludzkiej, ale w konsekwencji ma również negatywny wpływ na małżonków i ich dzieci. Jednocześnie, liczba aborcji zwiększyła się do trudno wyobrażalnej liczby. Podsumowując, prowadzi to do zniszczenia życia ludzkiego. Do tego niewątpliwie prowadzi antykoncepcja, która szuka prokreacji niezależnie od seksualności. “Logika” mentalności antykoncepcyjnej prowadzi, prędzej niż później do rozpowszechnienia kultury śmierci.

Czas pokazał, że to co rozpoczęło się niejednokrotnie jako chęć pomocy, —na początku przy regulacji liczby urodzeń (leki, interwencje chirurgiczne, itd.), następnie do przekazania życia (in vitro, itd.)— doprowadziło do rozpowszechnienia się mentalności, która już nie uznaje wartości życia ludzkiego samego w sobie, a jedynie w zależności od jego użyteczności. Wartość życia determinuje jej „jakość”. Są życia, które nie zasługują na życie. Jedyne co należy z nimi zrobić to je zakończyć  (niepełnosprawni, chorzy terminalni, itd.). Robi się to mając na względzie dobro osób znajdujących się w takich sytuacjach, ich rodzina a także społeczeństwo, które uwolni od niepotrzebnych wydatków, itd.

Kiedy wychodzi się z koncepcji natury człowieka, jako osoby wolnej, nie utożsamionej z biologią, nie powinien dziwić np. fakt, że biologiczna płodność nie jest czymś ciągłym, lecz pojawia się tylko i określonym czasie. To spowodowało, że niektórzy autorzy twierdzą, że „powinna ona należeć do sfery ludzkiej być regulowana w jej zakresie”. Wówczas to co biologiczne –wymiar prokreacyjny języka seksualności—byłby w rzeczywistości czymś nie ludzkim, niegodnym człowieka, a przez to manipulowalnym.

2. Ponowne spojrzenie na doktrynę dotyczącej antykoncepcji?

Innym powodem, który zainspirował powstanie Encykliki jest, moim zdaniem, fakt, że w tamtym okresie w niektórych kręgach katolickich, w świetle raportów o wzroście ludności i potwierdzonych wyników naukowych związanych z kontrolą płodności kobiecej, sugerowano zasadność a nawet potrzebę, nowego spojrzenia na doktrynę Kościoła w tematyce antykoncepcji.

Z drugiej strony, inni autorzy bronili korzystania z hormonalnych środków antykoncepcyjnych– “pigułka” była konkretnym tematem debaty— nie wpłynęłoby na fizjologię relacji małżeńskiej i ponadto dałoby małżonkom do dyspozycji pewien środek, by realizować prawdziwie odpowiedzialne rodzicielstwo. Czy nie był to moment, by uznać prawowitość tzw. “pigułki”? To są argumenty zebrane w wielkiej części w Encyklice i które będą studiowane w kolejnych latach przez tych i innych autorów. Jednakże, oni wszyscy są bardzo ze sobą związani i w głębi odpowiadają fragmentarycznej i redukcjonistycznej koncepcji o człowieku. Za chwilę wskażę niektóre z najczęściej spotykanych „argumentów”.

Tak czy inaczej, jeśli dobrze się przeanalizuje te argumenty –wbrew temu co się głosi—odpowiadają one koncepcji biologicznej i znajdującej się poza seksualnością. W tym kontekście, w konsekwencji, człowiek (to co człowiecze) byłby zdefiniowany jedynie przez kulturę –tego co osobiste—w przeciwwadze do natury (tego co naturalne), i jako takie okrelone przez determinizm. Stąd opozycja między naturą a wolnością.

III. Trzecia Część: Globalna wizja człowieka i jego powołania.

Dostrzeganie głęboko racjonalnego i ludzkiego charakteru Encykliki wymaga, aby być świadomym natury i godności człowieka. Istota ludzka nie pojawia się na tym świecie jako owoc przypadku lub potrzeby. W istnieniu każdego człowieka jest akt twórczy Boga. Z tego powodu uważa się, że małżonkowie są „współpracownikami” Boga w powołaniu nowego życia. Akt rozrodczy małżonków daje przestrzeń,w której poprzez pewną współpracę Bóg powołuje życie ludzkie.

To co wchodzi w grę w akcie prokreacyjnym to, po pierwsze, prawda o tworzeniu –Początek Tworzenia tzn., że Bóg jest „twórcą nieba i ziemi”, wszystkiego co istnieje–. Jest to kwestia, którą się zająłem w pierwszej części i po drugie, to co jest za prawdą i godnością człowieka: Z jakim „wyobrażeniem” człowieka ma być zgodny akt prokreacji, aby oddanie człowieka poprzez język seksualności odpowiadało prawdzie? Tym zajmuje się część druga –Człowiek, zjednoczona całość–.

Prawda o Stworzeniu

Powracamy na nowo do tego, że  choć może się wydawać, że Humanae vitae w pierwszym odczuciu zajmuje się konkretnie tematem antykoncepcji, to odpowiedź na postawiony problem idzie o wiele dalej i dotyka o wiele głębszych spraw takich jak  relacja człowieka z Bogiem Stwórcą. W ten sposób kwestia ta przedstawiana jest w większości publikacji dotyczących Encykliki. Chodzi więc o to by docenić znaczenie początku życia człowieka jako aktu miłości twórczej Boga, a co za tym idzie, aby odpowiedzieć na ten gest miłości. (Tylko w ten sposób można uznać całkowitą i radykalną zależność od samego aktu istnienia).

Stąd nie wydaje się przesadzone stwierdzenie, że zanegowanie uznania poczynań boskich związanych z płodnością –co ma miejsce, gdy nie zauważa się nierozerwalnego związku znaczeń jednoczenia i prokreacji aktu małżeńskiego– odpowiada mentalności anty-teistycznej. Odmawia się uznania władzy Stwórcy, która jest zastąpiona przez istotę, której kondycja jest  jednocześnie negowana. Kiedy to się wydarza ma miejsce zaprzeczenie prawdy o człowieku.

Jak dobrze wiadomo sumienie moralne jest uprzywilejowanym miejscem w relacji człowieka z Bogiem. To tam człowiek spotyka się w samotności z Bogiem. W taki sposób, że nikt nie może zostać zastąpiony: ani w wysłuchiwaniu głosu Boga, który pobrzmiewa w naszym wnętrzu, ani w odpowiedzi, którą każdy musi dać na ten głos. Stąd, m.in. negowanie istnienia norm moralnych absolutnych lub czyny esencjonalnie złe –zawsze ponad wszelkich okoliczności– oznaczają pozostawienie sumienia sobie samej. Z tego samego powodu oznacza to, że robimy z sumienia ostatnią instancję moralności, która decyduje czym jest dobro lub zło moralne. Z tej perspektywy, to co Kościół wykonując swoje Magisterium może powiedzieć, nie tylko przeszkadza lecz uniemożliwia to co się interpretuje jako „kreatywność”.

W głębi jest uznanie dla tworzenia jako owocu boskiej Mądrości Twórcy: nie uznanie Boga Stwórcy jako jedynego i ostatecznego źródła porządku  moralnego na świecie. W zamian powierza człowiekowi misję –na podobieństwo Boga– zarządzania porządkiem świata. To co się za tym znajduje, w ostatniej instancji, to błędne pojęcie relacji między sumieniem a istnieniem, według którego uważa się, że sumienie jest ostatecznym gwarantem wolności.

Negowanie (bardziej lub mniej eksplicytne) założenia, że Bóg jest stwórcą wszystkiego doprowadziło do rozwoju mentalności według  której działanie wewnętrznego świata człowieka nie ma samo w sobie znaczenia decydującego w relacji człowieka z Bogiem Stwórcą. Z tej samej podstawy wywodzi się rozróżnienie między planem „kategorialnym” i „transcendentalnym”, który przenosi do poziomu intencjonalnego zasady moralne. Moralność jako  „opcja fundamentalna” (B.Häring, E. Chiavacci, F. Böckle, J. Fuchs, T. Goffi, M. Vidal); rozróżnienie między  ethosem świata przyziemnego a ethosem Zbawienia, wraz z późniejszą debatą dotyczącą proprium moralności chrześcijańskiej (A. Auer). Konsekwencje są ewidentne w sferze seksualności, a w sposób szczególny, gdy ma związek z miłością i z aktem małżeńskim.

1. Prawda o człowieku

Humanae vitae   nie przedstawia żadnej rewolucji w stosunku do wcześniejszej doktryny dotyczącej człowieka. Istotnie Paweł VI proponuje ponownie wizję antropologiczną i moralną Piusa XI, który w swojej encyklice o małżeństwie wziął pod uwagę doktrynę chrześcijańską nauczaną od początku dziejów i która nie została nigdy zmodyfikowana.

Doktryna Humanae vitae, jak pamiętamy, odpowiada na bardzo konkretne pytanie –dopuszczalność lub niedopuszczalność chemicznych środków antykoncepcyjnych–, ale jednocześnie przekracza granice tego pytania i zawiera wielkie bogactwo doktrynalne, a w szczególności antropologiczne. Nierozłączność dwóch aspektów aktu małżeńskiego, a mianowicie jednoczenia się małżonków i przekazywania życia –jest to jedna z fundamentalnych zasad umożliwiające właściwe zrozumienie Encykliki, które to z kolei prowadzi do zrozumienia aktu małżeńskiego w jego różnych wymiarach (biologicznym i duchowym) w sposób nierozerwalny– odpowiada wizji antropologicznej istoty ludzkiej jako „zjednoczonej całości”.

a) Jedność ciała i ducha

Człowiek —a mowię o tym z doświadczenia— postrzega siebie samego jako pojedynczą złożoną rzeczywistość. Nawet jeśli jest świadomy mnogości i różnorodności działań każdego człowieka, postrzega jednocześnie, że jego własne „ja” jest wyjątkowe i niepowtarzalne. „To właśnie sam człowiek jest tym, który postrzega, odczuwa i czuje” Nie istnieją inne zasady dla każdej z aktywności, które realizuje.

Istota ludzka jest istniejącą osobą dzięki swojej duszy, ale z tego nie wynika, aby człowiek był istotą duchową, która posiada ciało. To co nazywamy osobą, „zjednoczoną całością”, którą jest człowiek. Ciało i dusza (w osobie ludzkiej) są dwiema rzeczywistościami, które istnieją zanim się połączą. Dusza jest stworzona, by stworzyć ciało; ciało jest w swej naturze zorientowane na łączność z duszą (staje się człowiekiem, gdy jest połączone z duszą).

W złożoności człowieka istnieją różne elementy, fizyczne i duchowe, które umożliwiają rozróżnienie materii i duszy, ciała i ducha. Jednak ta złożoność nie daje się wytłumaczyć tak jakby ciało i dusza były dwiema rzeczywistościami, gdzie jedna znajduje się w lub obok drugiej. Ciało i dusza są dwoma elementami składające się na jedną i tą samą osobę.

Ciało i dusza są dwoma elementami składające się na jedną i tą samą osobę. W tej jedności dwa elementy dające początek —dusza i ciało— nie tracą swojej własnej natury, lecz nadal są dwiema, fundamentalnie różnymi rzeczywistościami. Istnieje podstawowe rozróżnienie między poszczególnymi dynamizmami: duchowego, fizycznego, itd. Jedność ma miejsce na poziomie „bytu”. Jest jeden „ja”, który realizuje poszczególne czynności duchowe, materialne, itd.

b) Mężczyzna lub kobieta

Ocena osoby, która nie brałaby pod uwagę tej „całości” wymagałoby koniecznie odniesienie się do seksualności jak do czystej materii, wyłącznie funkcji biologicznej, towaru konsumpcyjnego: a wręcz nie różniłoby się od seksualności zwierzęcej. W prokreacji, na przykład, język seksualności zostałby sprowadzony do języka do reprodukcyjnych mechanizmów biochemicznych.

Wymiar biologiczny nie jest wyłącznie biologiczny, a wymiar duchowy nie jest również wyłącznie duchowy. Wymiary cielesne są częścią natury człowieka, w taki sposób, że nie jest możliwe ustanowienie podziału między tym co cielesne a duchowe, między funkcjami ciała (co dotyczyłoby naturę), a funkcjami duszy (co dotyczyłoby osobę).

Brak szacunku dla natury języka seksualności jako wyrazu prawdy o całokształcie osoby wspiera działanie na szkodę człowieka i jego wynaturzenie: a)z powodu oddzielania seksualności od prokreacji; i b) przez oddzielenie prokreacji od seksualności. Pierwszy krok prowadzi do uznania ciała jako rzeczywistości czysto biologicznej, która może być wykorzystywana do określonych celów. „Oddzielenie seksualności od prokreacji prowadzi do tego, że seksualność nie jest uznawana za cechę związaną z orientacją człowieka. (…) Seksualność nie wpływa już na antropologię, stała się funkcją, która zmienia się w zależności od upodobań”. Drugi krok prowadzi do zastąpienia prokreacji procedurami technicznymi. Wówczas racja „techniczna” zajmuje miejsce racji „etycznej” i kompetencje prokreacyjne zaczynają być uznawane za należące do porządku „robienia”, a nie „czynienia”.

Z tego powodu jest zrozumiała potrzeba wyjścia z antropologii, która mając swoje korzenie w zrozumieniu jedności osoby jako „całości” będzie zdolna do uzasadnienia tożsamości i jedności podmiotu –tego ja, które działa– jednocześnie, ocalając podstawowe rozróżnienie poszczególnych dynamizmów operacyjnych: duchowe, psychiczne, fizyczne. Uzasadnienia również mnogości i różnorodności operacji, które realizuje.

W wymiarze osoby, seksualność jest w sobie samej rzeczywistością złożoną, która dotyczy osoby w najbardziej intymnej części jego wnętrza «Charakteryzującej mężczyznę i kobietę nie tylko w wymiarze fizycznym, ale również psychologicznym i duchowym, które zostawiają ślad we wszystkich swoich wymiarach».

Zatem jeśli w konsekwencji rozrodczość aktu małżeńskiego nie jest czynem czysto biologicznym, ani małżonkowie, ani inni (władze publiczne lub pojedyncze osoby) nie będą mogli wyłączyć z człowieka niczego z tego co stanowi o jego integralności. Nie będą mogli, ponieważ chodzi o akt osób, które oddają się sobie poprzez język seksualności. Nic co będzie należało do osoby nie będzie mogło być wyłączone od tego oddania lub od tego daru.

Odpowiednie wartościowanie seksualności będzie musiało brać pod uwagę różnorodność i złożoność znaczeń, a co za tym idzie będzie musiało unikać poważnego ryzyka podziału, czyli będzie musiało potwierdzać prawdę oraz znaczenia seksualności jedynie na podstawie jednego z tych aspektów lub poziomów.

3. Kompetencja Magisterium Kościoła

1Mówiąc o Humanae vitae jak o „znaku zaprzeczenia”, wskazaliśmy że negatywne reakcje na Encyklikę były spowodowane dwiema przyczynami „braku zgody”.

Jedna z nich wynikała z tego, że skoro nie zakładano nieomylności doktryny, mogła ona być zreformowana (według niektórych głosów nawet, że „powinna zostać zreformowana”). Druga przyczyna to to, że norma (dotycząca nierozerwalności dwóch znaczeń aktu małżeńskiego) należy do porządku mądrości ludzkiej, a co za tym idzie, wartość wiążąca normy będzie zależała od siły racjonalych argumentów, których się użyje.

Jeśli wychodzimy z założenia, że chociaż Magisterium, może wypowiedzieć się w kwestiach moralnych dotyczących człowieka, to mimo wszystko autorytet i wiążący charakter jego osądów wynika z siły lub wartości dowodowej swojej argumentacji. Utrzymujemy wówczas, że dopuszczalnym jest nie zgodzenie się (o ile nie odrzucenie w przypadku gdy używane argumenty nie będą przekonujące lub argumenty wysuwane przeciwko będą silniejsze.

Zachowują związek z tą postawą ci, którzy twierdzą, że Magisterium jest kompetentne i posiada wsparcie Ducha Świętego kiedy wypowiada się na temat treści Objawienia. Stąd, uważają, że w wypowiedziach Magisterium dotyczących tematów moralnych należy rozróżnić w jasny sposób Ewangelię Chrystusa i aspekt kulturowy, który wpłynął na to w jakiej formie ta Ewangelia dotarła do nas. Uważa się, że przesłanie Ewangelii, które jest ponadczasowe, niezależnie od miejsca na świecie ma charakter ogólny i nawołujący, przez co nie ma w niej miejsca na normy ani konkretne zakazy. Stąd, jeśli Humanae vitae zajmuje się kwestiami moralności ludzkiej nie jest doktryną nieomylną z którą nie można się nie zgadzać. Zatem jeśli autorytet Magisterium nie wydaje konkretnych ustaleń lub, jak się zdaje, nie jest wskazany do analizowania konkretnych przypadków, w jaki sposób można uznawać, że w sposób wiążacy wpływa na wolność sumienia?

Najważniejsza kwestia, obecna w każdym z wyżej wymienionych powodów, znajduje się w sposobie interpretacji autorytetu i kompetencji Magisterium Kościoła w kwestiach naturalnej moralności. W przypadku Humanae vitae chodziło o autorytet Encykliki w  kwestii regulacji poczęć i niektórych problemów z tym związanych. Jaka jest natura tego Magisterium? Czy to ograniczenie czy zaprzeczenie roli „mądrości”, wolności sumienia?

a) W normach o moralności naturalnej

Jeśli chodzi o tematykę kompetencji Magisterium w kwestiach dotyczących moralności naturalnej, problem ma miejsce, gdy próbuje się określic czy normy moralne „kategoryzujące” (odnoszące się do porządku moralności naturalnej), dostępne światłości mądrości, które są częścią treści Objawienia, a w przypadku, gdyby nie były objawione, jeśli ich nauka jest konieczna do odpowiedniego przedstawienia Objawienia. Innymi słowy: czy autorytet Magisterium Kościoła sięga również po konkretne normy moralne?

W związku z poparciem, które powinno posiadać tzw. „autentyczne nie nieomylne magisterium” Joseph Ratzinger zauważa, że należy unikać „zawężenia pojęcia wiary do terminów prawniczych”, które mogłoby doprowadzić do uznania autorytetu Magisterium tylko tam gdzie wchodzi w grę kwestia nieomylności. „To że w niektórych przypadkach uznaje się, że Magisterium posiada charyzmat nieomylności ma sens tylko wówczas, gdy ustalanie takich granic, mające miejsce w pojedynczych przypadkach, wpisuje się w żywe, wspólne przekonanie wiary. Z tego powodu auctoritas jest ważniejsze niż pojęcie nieomylności. Prawdą jest, że autorytet Magisterium ma różne stopnie, ale –w słowach Ratzingera– „to, że istnieje stopniowanie nie oznacza, że autorytet o niższym stopniu może nie być uważany za auctoritas (…) oraz że może być uznany za hipotezę”.

Światłość Magisterium Kościoła w obszarze naturalnej moralności nie sytuuje się (jako jeszcze jedna) obok mądrości, którą posiada człowiek na ten temat na podstawie racjonalnych poczynań. Prawdą jest, tak jak wspomnieliśmy wcześniej, że jednym z jego celów jest doprowadzenie do pełni możliwości tej zdolności. Chodzi o światłość, która zwiększając naturalne możliwości umysłu, równolegle uzdrawia je i doskonali jako takie.

Światło Magisterium Kościoła w kwestiach moralności naturalnej nie zależą od wyników badań lecz od autorytetu Pana. Są wyższego rzędu. To autorytet samego Chrystusa działa w Magisterium. Kościół przemawia w imieniu Boga. Ma wizję oryginalną i integralną człowieka, która wywodzi sie ze swojej wiedzy o Chrystusie, nowego człowieka. Z tego powodu światło, które Kościół oferuje odnośnie naturalnego porządku moralnego będzie zawsze wspierać i kierować postępowaniem ludzkim.

Jest to światło, które się objawia jako obowiązek, ponieważ, z jednej strony tylko w Chrystusie jest możliwe spełnienie się prawdy o człowieku, a z drugiej zaś strony, tylko w wierności Magisterium możemy mieć gwarancję i potwierdzenie autentycznego życia w dążeniu za Chrystusem. W konsekwencji żaden wierny nie może przeżyć swojego życia w Chrystusie działając przeciw normom moralnym znajdujących się w nauce Magisterium, omijając je lub ignorując.

Furca.org